poniedziałek, 25 lutego 2013

Pieczony dorsz w boczku i rozmarynie

Praca, dom. Praca, dom. Praca, dom i studia. Brakuje mi czasu na cokolwiek. Nie mam go na blogowanie, gotowanie, fotografowanie, na spotkania z ludźmi. Nie mam też czasu dla siebie, ani dla Tomka. Wolne chwile poświęcam na sen. Taki był ostatni tydzień i taki będzie następny. Powtarzam sobie jak mantrę: "byle do wiosny". 

Ale jeść coś trzeba... A ja już dawno miałam w planach przygotować dorsza wg przepisu Jamiego Olivera. Skuś się i Ty, bo jak wiadomo ryby trzeba jeść częściej. Jedyne co zmieniłam w przepisie to zamieniłam cytrynę na limonkę. Przyczyna była prosta, nie miałam cytryny w domu i zapomniałam ją kupić. Zapraszam do lektury przepisu na Pieczonego dorsza w boczku i rozmarynie.












































 Składniki: (2 porcje)


  • 2 filety z dorsza ze skórą (ok. 200 g każdy)
  • 8 plastrów boczku wędzonego
  • 4 gałązki rozmarynu
  • oliwa
  • sól morska
  • świeżo-zmielony czarny pieprz
  • 1 limonka lub cytryna










































 I  co dalej?:

Poobrywaj listki z dwóch gałązek rozmarynu i posiekaj je drobno. Osól je i popieprz oraz zalej 2-3 łyżkami oliwy. Tak przygotowaną marynatą natrzyj dokładnie filety dorsza. Na talerzu rozłóż plasterki boczku. Po 4 na każdy filet. Stwórz z nich płaską, prostokątną powierzchnię, ale pamiętaj aby plastry lekko na siebie nachodziły. Dorsza połóż na środku plastrów. Teraz owiń rybę boczkiem. Całość skrop niewielką ilością oliwy. Na każdym kawałku połóż małą gałązkę rozmarynu. Danie piecz w maksymalnie rozgrzanym piekarniku przez 10-15 minut. Ryba w środku powinna pozostać miękka,a boczek chrupiący. 


wtorek, 19 lutego 2013

Crema di limoncello

Na zeszłe święta oprócz likieru z białej czekolady, czekoladowo- piernikowego, kokosowego, z mlecznej czekolady, baileys'a czy nalewki cytrynowo- waniliowej przygotowałam jeszcze Crema di limoncello. Przepis mam oczywiście z 2drink.pl. Jest to chyba jedyny likier, który mi został ze świątecznej produkcji. Nie znaczy to, że czegoś mu brakuje:) Czas zrobić coś nowego, a tymczasem zapraszam na przepis na Crema di limoncello. Zmieniłam nieco proporcje.












































Składniki:


  • 3 duże cytryny
  • pół limonki
  • 200 ml 96% spirytusu
  • 500 ml mleka
  • 300 g cukru











































I co dalej?:

Cytryny i limonkę sparz wrzątkiem i dokładnie wyszoruj skórki. Obierz skórki z cytrusów uważając by nie obrać białych elementów. Najlepiej zrobić to za pomocą obieraczki do ziemniaków (tak jak radzi Agnieszka). Skórki wrzuć do słoika i zalej spirytusem. Odstaw do ciemnego miejsca na 3-7 dni. Raz na jakiś czas wstrząśnij słoikiem. Po tym czasie zrób coś na kształt syropu cukrowego z tym, że użyj mleka zamiast wody. Po prostu zagotuj mleko z cukrem, aż się rozpuści. Roztwór wystudź. Skórki cytrusów wyrzuć i zostaw tylko alkohol. Połącz ze sobą alkohol i mleko i wymieszaj. Przelej do butelki i przechowuj w lodówce.

Mój likier stoi już 2 miesiące i ciągle jest pyszny:D













































poniedziałek, 18 lutego 2013

Lasagne bolognese

Nie mam pojęcia czemu ten klasyczny przepis nie pojawił się wcześniej na blogu. Ale zamiast płakać nad rozlanym mlekiem wolę nadrobić zaległości. Podczas zakupów w mojej ulubionej sieci zauważyłam promocję na makaron lasagne. Długo się nie zastanawiałam i wylądował w koszyku. Najfajniejsze jest to, że jedno opakowanie spokojnie starczy nam na dwa zastosowania. Dziś macie przed sobą przepis na bardzo klasyczną lasagne bolognese. A drugie zastosowanie... to się jeszcze wymyśli. Wiem tylko, że mam ochotę na coś niestandardowego i hmmm... nadzwyczajnego. Warto uściślić: lasagne przygotowywałam w naczyniu żaroodpornym w kształcie i o wymiarach tradycyjnej keksówki*.













































 Składniki: (4 porcje)
  • 200- 250 g płatów makaronu lasagne 
  • 500 g wieprzowego mięsa mielonego
  • 1 puszka pokrojonych pomidorów
  • 1 cebula
  • 3-4 ząbki czosnku
  • pół czerwonej papryki
  • oliwa z oliwek
  • sól
  • pieprz cayenne
  • bazylia 
  • oregano
  • 250 g żółtego sera
  • sos beszamelowy wg tego przepisu










































I co dalej?:

 Cebulę i czosnek obierz i posiekaj drobno. Paprykę umyj i usuń z niej gniazda nasienne, a nast następnie pokrój w drobną kostkę. Na patelni rozgrzej oliwę i zeszklij na niej cebulę. Po tym czasie dodaj czosnek. Mieszaj całość podgrzewając na małym ogniu ok. 30 sekund i dodaj mięso mielone. Rozdrobnij je za pomocą łopatki tak, aby mięso nie zbijało się w małe grudki. Kiedy mięso przestanie być surowe dodaj paprykę i podgrzewaj całość 1 minutę. Po tym czasie dodaj pomidory i doprowadź całość do wrzenia. Następnie przypraw za pomocą soli, pieprzu cayenne, suszonej bazylii i oregano. Gotuj na małym ogniu jeszcze 3 minuty i odstaw na bok. 

Teraz przygotuj sos beszamelowy. Przepis, który Ci podaję jest najlepszy do tego typu potraw dlatego spokojnie możesz się na nim opierać. Zetrzyj ser. Ja użyłam miksu różnych gatunków sera.

* Formę, w której będziesz zapiekać lasagne wysmaruj dość obficie oliwą z oliwek. Na dno naczynia połóż płat makaronu. Być może twoja forma jest nieco dłuższa niż makaron (tak było w moim przypadku). Spokojnie możesz ułamać potrzebną ilość (z małym zapasem) makaronu, aby pokryć cało dno. W tym przypadku płaty powinny na siebie nachodzić. Na warstwę makaronu posyp niewielką ilość startego żółtego sera. Następnie nałóż cienką warstwę sosu bolognese, znów posyp serem (teraz nieco więcej) i podlej kilkoma łyżkami sosu beszamelowego. Czynności powtarzaj do wyczerpania składników lub miejsca w formie. Bardzo ważne jest to jak kończymy układać warstwy. Kiedy położysz ostatnie płaty makaronu nie dodawaj już sosu bolognese. Za to posyp obficie całą zapiekankę serem i zalej sosem beszamelowym.

Tak przygotowane danie wstaw do piekarnika nagrzanego do 200 st. C na 40- 45 minut. Podawaj ciepłe. Fantastycznie smakuje z czerwonym, wytrawnym winem.


















































niedziela, 17 lutego 2013

Pulpeciki z pomidorkami w sosie kokosowo- limonkowym

Nie znam się za bardzo na kuchni tajskiej, jednak podoba mi się ona coraz bardziej i mam ochotę zagłębiać się w jej tajniki. Dzisiejszy przepis jest moim autorskim pomysłem. Nie mam pojęcia czy coś podobnego jada się w Tajlandii, ale nie przeszkodziło mi to w komponowaniu własnego dania. Znajdziecie tu cztery smaki przeplatające się w (według mnie) idealnej harmonii. Kwaśna limonka, słony sos rybny, ostra chilli i słodkie pomidorki koktajlowe to coś co bardzo polubiliśmy. Szczególnie gdy zmieszamy je wszystkie razem. Nie zabraknie tu też imbiru, mleczka kokosowego i oczywiście mięsa wieprzowego. To nie będzie jedyny przepis inspirowany smakami tego kraju.












































Składniki: (4 porcje)


  • 500 g mięsa mielonego wieprzowego
  • 1 jajko
  • 3-4 łyżki bułki tartej 
  • 2 limonki
  • 250 g pomidorków koktajlowych
  • pół czerwonej papryki
  • 4 dymki
  • 1 puszka mleczka kokosowego
  • 2-3 cm kawałek imbiru
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 łyżki sosu rybnego
  • 1 papryczka chilli
  • 2 łyżeczki cukru trzcinowego
  • pieprz cayenne
  •  olej
  •  
  • do podania: biały ryż











































I co dalej?:

Obie limonki sparz, zetrzyj z nich skórkę i wyciśnij sok. W misce połącz mięso mielone, skórkę limonki, bułkę tartą, jajko, odrobinę soli i cayenne. Masę wyrabiaj ok. 10 minut po czym zacznij formować małe kuleczki. Najlepiej Ci to wyjdzie kiedy raz na jakiś czas zwilżysz dłonie zimną wodą. Uformowane pulpeciki ugotuj na parze. Ząbki czosnku i imbir obierz i posiekaj drobno. Z chilli usuń nasiona i posiekaj drobno. Na patelni rozgrzej niewielką ilość oleju i wrzuć chilli, imbir i czosnek. Podsmażaj to ciągle mieszając ok. 30 sekund. Paprykę umyj, usuń gniazda nasienne i pokrój w cienkie paseczki. Na patelnie dodaj paprykę i  pomidorki koktajlowe w całości. Mieszaj ciągle, aby nic się nie przepaliło przez ok 3 minuty. Po tym czasie dodaj mleko kokosowe i rozmieszaj je dokładnie, aż się rozpuści i nabierze płynnej konsystencji. Chwilę po tym dodaj mięsne kulki. Dodaj także sos rybny, sok z 2 limonek, cukier i odrobinę cayenne. Cebulki dymki wraz ze szczypiorkiem posiekaj na cienkie plasterki. Dodaj je na sam koniec gotowania. Danie podawaj z białym ryżem. 
 
 





















Z ostatniej chwili...

Kopiowanie akcji na durszlaku jest nagminne. Tym razem dosięgnęło to i mnie. Pamiętacie moją akcję o pastach kanapkowych? Teraz możecie też znaleźć coś takiego. To Wam pozostawiam wybór czy chcecie w nowej akcji uczestniczyć. 

sobota, 9 lutego 2013

Wegetariańskie włoskie spaghetti

Dziś dla odmiany zapraszam Was do przygotowania czegoś wege. Świetnym pomysłem będzie makaron w stylu włoskim. A dokładnie spaghetti z suszonymi pomidorami, czosnkiem, bazylią i czarnymi oliwkami. Wszystko doprawione aromatycznym olejem pomidorowo, bazyliowo- czosnkowym. Bo jeśli lubicie Spaghetti aglio e olio to na pewno polubicie i to. Wersja oczywiście delikatniejsza i hmmm.... bardziej aromatyczna. Przepis bierze udział w zabawie kulinarnej “Kujawski ze Smakiem”, pod patronatem serwisu ZPierwszegoTloczenia.pl, którego sponsorem są ZT Kruszwica S.A. producent linii Kujawski ze Smakiem. Konkursujemy się tutaj.











































 Składniki: ( 2 porcje
  • 200 g makaronu spaghetti
  • 6 suszonych pomidorów
  • 10 czarnych oliwek
  • 5 ząbków czosnku
  • 10 liści bazyli
  • 100 ml oleju "Kujawski ze smakiem. Pomidorowo- bazyliowo- czosnkowego"
  • 1 łyżeczka suszonej bazyli
  • sól,. pieprz










































 I co dalej?:

Spaghetti ugotuj w dużej ilości wody wraz z dodatkiem soli i oliwy na sposób al dente. Oliwki i czosnek pokrój w plastry, pomidory w paseczki, a bazylię posiekaj drobno. W patelni rozgrzej olej następnie wrzuć do niego czosnek. Podsmażaj 30 sekund. Po tym czasie dodaj pomidory i oliwki. Podsmażaj minutę. Do zawartości patelni przełóż odcedzony makaron. Zmniejsz ogień na średni i podgrzewaj całość 2-3 minuty ciągle mieszając po tym czasie dodaj bazylię świeżą i suszoną. Dopraw solą i pieprzem. Podawaj od razu.















































piątek, 8 lutego 2013

Zupa pomidorowa z pomarańczą i miętą


Zainspirowanie. Ekscytacja. Radość. Wykonanie. Zachwyt. Bardzo lubię poznawać nowe połączenia smakowe. Kiedy znalazłam przepis na tą zupę u Pauli właśnie takie emocje mi towarzyszyły w różnych etapach jej przygotowania. Podświadomie wiedziałam, że będzie mi smakować. Przecież połączenie pomidorów i pomarańczy poznałam już w kurczaku w sosie słodko- kwaśnym :) Mimo to miałam tremę:D Bałam się, że Tomek jej nie polubi. Nie potrzebnie:) Idealna na zimno i na gorąco. Sama i z dodatkiem makaronu chińskiego. Babcia Pauli z JMD jest wielka! 












































 Składniki:


  • 3 litry bulionu drobiowo- warzywnego 
  • 2 puszki pomidorów całych bez skórki
  • 2 pomarańcze
  • 10 liści mięty 
  • 2 ząbki czosnku
  • sól, pieprz










































I co dalej?:

Pomidory z puszki przekrój na 4 części. Wrzuć je do gotującego się bulionu wraz z sosem pomidorowym. Dodaj przeciśnięty przez praskę czosnek. Gotuj to razem przez 5 minut. W tym czasie obierz obie pomarańcze (postaraj się obrać je także z białej skórki). Pokrój je na talarki, a następnie każdy plasterek na pół lub na cztery części. Pomarańcze dorzuć do zupy. Liście mięty opłucz pod bieżącą wodą i osusz. Pokrój je niedbale i dodaj do zupy. Całość gotuj jeszcze 10 minut. Po tym czasie dopraw zupę solą i pieprzem. 

Zupa świetnie smakuje zarówno na ciepło jak i na zimno. Możesz ją zjeść solo i z dodatkami. Ja próbowałam z chińskim makaronem:D




+Akcje:



czwartek, 7 lutego 2013

'Porozmawiajmy o jedzeniu' z Paulą...

... z bloga justmydelicious.com.




 
Bardzo się cieszę, że mogłam zrealizować dzisiejszy wywiad. Długo się wahałam czy napisać do Pauli z zapytaniem o chęć udziału w cyklu. Autorka JMD ma już na koncie kilka wywiadów dla różnych portali czy magazynów. Jednak zaryzykowałam, a Paula odpowiedziała na mojego maila w błyskawicznym tempie. No to robimy wywiad!

"Just My Delicious (...) oznacza: po prostu moje pyszności"
 
Paulina jest jedną z moich ulubionych blogerek. Dlatego ten wywiad jest dla mnie szczególny.  Pisze do nas z Krakowa. Bez ogródek przyznaje, że kiedyś kompletnie nie potrafiła gotować. Dziś jest zdecydowanie inaczej. Przecież tytuł "Kulinarnego Bloga Roku" do czegoś zobowiązuje.





Paulina:  Paula, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję za chęć wzięcia udziału w moim cyklu 'Porozmawiajmy o jedzeniu'. Początki Twojego bloga datujemy na marzec 2010. Jednak wiem, że wcześniej miałaś bloga o tematyce modowej. Jak to się stało, że niedoszła "szafiarka", która podkreśla, że kiedyś potrafiła przygotować tylko makaron z ketchupem postanowiła założyć bloga kulinarnego? 

Paula: Paulina, Twój cykl "Porozmawiajmy o jedzeniu" jest świetnym projektem, dlatego z przyjemnością wzięłam w nim udział - to ja dziękuję za zaproszenie :) Rzeczywiście, moje początki w blogowaniu były raczej burzliwe, a decyzja o stworzeniu własnego bloga kulinarnego zupełnie spontaniczna. Gdyby nie M., który na studiach stwierdził, że przygotowywane przeze mnie obiady smakują tragicznie pewnie jeszcze długo żyłabym w przekonaniu, że nie jest tak źle ;) Poczytałam trochę o podstawach, coraz bardziej zaczęłam interesować się tą tematyką, aż w końcu zupełnie przepadłam. W efekcie doszło do tego, że najzwyczajniej byłam dumna z przygotowywanych przez siebie posiłków i zaczęłam pstrykać im zdjęcia, aby mieć pamiątkę i móc kiedyś powspominać - lubię takie sentymentalne migawki wywołujące uśmiech. Kiedy mój dysk pękał w szwach od rozmaitych zdjęć (moich potraw oraz służących jako inspiracja) M. podsunął pomysł o założeniu bloga, na którym mogłabym sobie ładnie wszystko uporządkować (dotychczasowe zdjęcia i przepisy zbierane w formie prezentacji w PowerPoint przestały być wystarczająco czytelne) i traktować jako kulinarny pamiętnik. Ot, i stało się :) 
Paulina: Skąd wziął się pomysł na nazwę dla bloga- "Just my delicious"? Jest ona zdecydowanie inna i wyróżniająca się na tle innych blogów kulinarnych. To przypadek czy celowy zabieg?

Paula: Od samego początku wiedziałam, że chcę nazwę obcojęzyczną, tym bardziej, że blog prowadzony jest również w wersji angielskiej. Jako, że od dawna bardzo lubiłam brzmienie słowa "delicious" stało się ono punktem zaczepnym do stworzenia pełnej nazwy, czyli "Just My Delicious", co przetłumaczone oznacza: po prostu moje pyszności. Tym bardziej, że na samym początku w ogóle nie miałam zamiaru prowadzić bloga dla kogoś. Miał być po prostu czymś w rodzaju mojej książki kucharskiej, pamiętnikiem - stąd taka nazwa. Zabieg był celowy, ponieważ zależało mi na tym, aby nazwa wskazywała na indywidualny charakter całego bloga - swoistego pamiętnika kulinarnego. Od samego początku, do chwili obecnej udaje mi się utrzymać jego konwencję z czego bardzo się cieszę.  
 
Paulina: Twój zbiór przepisów jest imponujący. Skąd czerpiesz inspirację i pomysły na potrawy. Czy często zdarza Ci się panikować, że nie masz pomysłu na obiad?

Paula: Ani razu od założenia "Just My Delicious" nie miałam momentu, w którym stwierdziłabym coś w stylu: "ojej nie mam co wrzucić na bloga", "ojej wypalam się", "ojej zaczyna mnie to nudzić", "ojej, a bo ta zrobiła tak i ja też muszę", "ojej gotuję / piekę tylko takie potrawy, które mogę pokazać na JMD. Albo "cholera, mam taką ochotę na pomidorówkę z ryżem, no ale przecież tego nie pokażę, bo to nudne i niewyszukane". Z reguły gotuję codziennie, piekę też dość często, ale tylko dlatego, że mam taką ochotę, a nie dlatego że muszę lub co gorsza że pasuje, bo tak wypada. W życiu! Tworzenie JMD to dla mnie jedna wielka przyjemność ociekająca dobrym smakiem i wspaniałymi wspomnieniami. Jeśli mamy ochotę na kotleta to robię kotleta z ziemniakami oraz mizerią i nie przejmuję się tym czy komuś się to spodoba czy nie. W przeciwnym razie zatraciłabym w tym wszystkim siebie. Jasne, że czasami ani mi ani M. (który swoją drogą też świetnie gotuje) nie chce się nic robić. Idziemy wtedy do restauracji, albo zamawiamy pizzę lub chińczyka. To normalne.

Paulina: Wiem, że wygląd Twoich potraw oraz to jak prezentują się one na zdjęciach, jest dla Ciebie bardzo ważny. Przeglądając archiwum Twojego bloga widać niesamowity rozwój umiejętności fotograficznych. Sama robisz zdjęcia na bloga? Jeśli tak to skąd czerpiesz wiedzę fotograficzną, która pozwoliła Ci na takie smakowite ujęcia?

Paula: Sposób w jaki zaprezentowane jest określone danie rzeczywiście jest dla mnie istotny. To dlatego, że jestem skrajnym wzrokowcem i na początku lubię najpierw skubnąć potrawę oczami, a dopiero potem widelcem :)  Celowo nie podmieniam starszych zdjęć nowszymi, aby zachować ten "postęp", który ja sama również odczuwam/dostrzegam i z którego bardzo się cieszę. Wszystkie zdjęcia i stylizacje (oprócz kilku, które robiłam wspólnie z zaprzyjaźnionym fotografem i które zostały podpisane) są mojego autorstwa. Informacje o fotografii i stylistyce odnajduję w książkach, filmach oraz wśród znajomych fotografów. Reszta to kwestia instynktu i subiektywnego pojęcia piękna.

Paulina: Twoją cechą charakterystyczną są niebanalne połączenia smakowe. Skąd wiesz, że sernik z kaszą gryczaną, albo zupa pomidorowa z pomarańczą i mięta* okażą się bardzo smaczną kombinacją? Czy podczas gotowania nie boisz się, że potrawa wyląduje w koszu? I co najważniejsze! W jaki sposób rodzą się takie pomysły?

Paula: W przypadku sernika z kaszą gryczaną zagrałam w ciemno. Poprzedni sernik, który zrobiłam był akurat z ryżem i tak sobie pomyślałam, że skoro z ryżem mi smakował, to z kaszą gryczaną, którą zresztą bardzo lubię szczególnie na słodko, też może być dobry. I był :) W przypadku zupy pomidorowej z pomarańczami to już jest pewnik, ponieważ moja babcia zawsze taką robi i od dziecka, gdy odwiedzałam ją w Warszawie zawsze zajadałam się właśnie tą zupą. Na przykładzie tych dwóch sytuacji dobrze widać, w jaki sposób powstają przepisy, które następnie lądują na JMD. Głównie w wyniku trafionego eksperymentu, wspomnień z dzieciństwa, podróży, ostatniego spotkania ze znajomymi, czy spaceru. 

Paulina: "Just My Delicious" został Kulinarnym Bogiem Roku 2011. W konkursie na blog roku 2012 również wypada bardzo dobrze. Poza tym masz na koncie mnóstwo innych większych czy mniejszych sukcesów. Jak Ty to robisz? Czy ciężko jest się wzbić na takie wyżyny?

Paula: Wiesz myślę, że na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. "Wyżyny" to też pojęcie względne. W moim przypadku sprawdza się odpowiednie pozytywne nastawienie, wiara we własne możliwości, bycie sobą, pewien zmysł artystyczny, ciekawość połączeń różnych smaków, wytrwałość i systematyczność. Potrafię cieszyć się z małych rzeczy, to one najbardziej mnie motywują. W końcu to one są składową większych sukcesów, więc staram się je zauważać i doceniać :) 

Paulina: Paula, kilku moich czytelników chciałoby w przyszłości założyć bloga kulinarnego. Czy mogłabyś dać kilka rad dla zapalonych amatorów?

Paula: Jasne :) Według mnie warto cały czas pozostać sobą. Jeśli ktoś jeszcze przed założeniem bloga, w początkowym stadium jego prowadzenia lub w trakcie ("bo inna osoba tak zarabia i ja też koniecznie chcę" + przytup nóżką) zorientowany jest na uzyskiwanie z niego jakichkolwiek korzyści materialnych (darmowe produkty, kasa) to ja na wstępie sądzę, że na dłuższą metą to nie przejdzie. Po pierwsze bardzo łatwo zatracić wtedy w sobie pasję (presja, presja, presja, poczucie, że inni mają więcej/lepiej - "jak oni w ogóle śmią?!", a stąd już całkiem blisko do poczucia wypalenia i ochoty rzucenia tego wszystkiego w pierony). Jeżeli motywację znajdujesz w sobie, a nie w gratyfikacji finansowej, czy produktowej lub innych ludziach (którym przecież musisz dorównać) to machina sama się nakręca w dobrym kierunku. Po drugie w wyniku swojej pazerności (lub nazwij to sobie jak chcesz) łatwo zatracić zdrową konwencję bloga, trudniej zachować równowagę i dobry smak. Po trzecie gdzie w tym wszystkim miejsce na prawdziwą pasję, bezinteresowny uśmiech i beztroską przyjemność z robienia tego, co się lubi. Dodatkowo bardzo ważna jest też moim zdaniem regularność i kilkakrotnie wspominana już przeze mnie wcześniej pasja. Taka prawdziwa, która dodaje skrzydeł i sprawia, że się uśmiechasz, a w brzuchu czujesz motylki ekscytacji. Ja to mam, a Ty? :)

Paulina: Tak jak wspomniałam wcześniej. Twój zbiór przepisów jest imponujący i różnorodny. Zastanawia mnie, które z tych potraw należą do Twoich ulubionych.

Paula: Z racji tego, że lubię różnorodność i szybko się nudzę od samego początku kiedy zakładałam "Just My Delicious" wiedziałam, że będzie w nim miejsce na słodkie i wytrawne. Sztywne ramy mnie duszą, cenię sobie elastyczność w wielu aspektach życia i możliwość wyboru - podobno Wodniki tak mają :) Najbardziej chyba nie lubię określać się w kwestii swoich ulubionych potraw. To takie trudne, wręcz niemożliwe! Lasagne bolognese jest jednak u mnie od lat na szczycie i to ją mogłabym jeść o każdej porze dnia i nocy (szczególnie, gdy sos jest odpowiednio pikantny, a lampka czerwonego wina w pobliżu). M. zawsze robi moją ulubioną, ale nie pogardzę też innymi :) Sosu beszamelowego zawsze wtedy robi trochę więcej, bo ja uwielbiam go podjadać jeszcze zanim lasagne wyląduje w piekarniku. Pozostałe ulubione potrawy zmieniają swoją pozycję na szczycie w zależności od upodobań, pory roku, czy nastroju. Jeśli natomiast ktoś chce mi sprawić radość jakimś smacznym dodatkiem to ser pleśniowy (ale błagam, nie z orzechami!), marcepan, nougat, melon galia oraz czekolada (szczególnie ta gorzka) będą zawsze na miejscu, a moja faworyzująca daną osobę sympatia dozgonna ;) 

Paulina: A z drugiej strony... Czy są takie potrawy, które nie ujrzały światła Twojego bloga, bo po prostu nie chciałaś ich nikomu polecać?

Paula: Jak każdy miewam kulinarne wzloty i upadki. Na blogu są jednak tylko takie potrawy, które zrobiłam i które mi smakowały. Wiadomo, że każdy ma swój własny smak i preferencje i nie każdemu to, co ja zrobię może smakować, jednak na "Just My Delicious" głównym i podstawowym kryterium selekcji jest fakt, czy dana potrawa przeszła przez moją pozytywną weryfikację, czy nie. To ma być autentyczne, więc nie zamierzam na bloga wstawiać czegokolwiek z czym sama się nie utożsamiam, po czym ja plułabym po kątach. Ostatnio np. przepieprzyłam zupę krem z ziemniaków ( w przepisie ilość pieprzu została odpowiednio zredukowana). Myślałam, że ten etap mam już za sobą, ale tak się zagadałam z koleżanką i trach. Cóż, życie. 

Paulina: Paula, pisałaś kiedyś, że w dużej mierze nauczyłaś się gotowania od swojego męża- Marka. Czy obecnie Marek coś dla Ciebie gotuje. A jeśli Ty gotujesz dla niego to czy jest on wybredny?

Paula: Taak. Marek świetnie gotuje i wciąż się od niego uczę. Poza tym bardzo lubię jego otwartość na nowe smaki i luz, z jakim z łatwością przygotowuje różne przepyszne potrawy. Nie miałabym więc żadnych obaw przed zostawieniem go samego na dłuższy czas bez jedzenia, bo mam pewność, że zarówno on sam, jak i nasze wspólne koleżanki zadbałyby o niego pod moją nieobecność ;) M. gotuje dla mnie co najmniej raz, dwa razy na tydzień, więc jestem szczęściarą. Zawsze jednak wolę pichcić coś wspólnie, choćbym tylko miała siedzieć na blacie szafek (od dziecka w każdej kuchni to moje ulubione miejsce), machać sobie nogami i podjadać posiekane przez niego co bardziej smakowite kąski. Jeśli z kolei gotuję ja to mam pewność, że o ile podczas jedzenia z wrodzoną sobie beztroską nie wspomnę o tym, że np. ciekawa jestem ilu ludzi zjadł krokodyl, którego filet akurat przeżuwamy, Marek zje wszystko. Przykład zaczerpnięty z naszej uśmiechniętej codzienności ;) 

Paulina:
A czy w swojej codziennej kuchni lubisz inspirować się kuchnią krajów świata? Jaką kuchnię cenisz najbardziej i jakie jej aspekty przemycasz w swoim codziennym gotowaniu? 


Paula: Nie mam jednej kuchni, którą się inspiruję. Mogę śmiało stwierdzić, że moją ulubioną kuchnią jest kuchnia świata. Po prostu. Z francuskiej lubię sery i wino, z włoskiej makarony, które ostatnio coraz częściej robię sama, śródziemnomorska to dla mnie przede wszystkim przepyszne grillowane ryby i warzywa skropione sporą ilością aromatycznej oliwy, skandynawska szczególnie podczas obiadu w Nomie** zafascynowała mnie swoją prostotą i zwróceniem uwagi na rzeczy, które na co dzień się wyrzuca zamiast zjadać ze smakiem (np. liście mlecza, czy młode szyszki sosny). Wkrótce będę w Japonii, więc przekonam się co najbardziej smakuje mi w kuchni japońskiej oraz azjatyckiej i być może to ona stanie się moją ulubioną :)


Paulina: No dobrze, ale blogowanie blogowaniem (i gotowanie gotowaniem), ale chyba przyznasz mi rację, że czasem są okazje, aby wyjść do restauracji i zjeść coś co przygotuje dla Ciebie kucharz. Jakie miejsca wtedy wybierasz?

Paula: Lubię takie okazje i dość często z nich korzystamy. Zwykle wtedy wybieramy restaurację, w której jeszcze nas nie było lub którą bardzo lubimy. W Krakowie mam kilka swoich ulubionych miejsc, do których regularnie wracam. Na ruskie pierogi, by spróbować przepysznej indyjskiej kuchni, czy domowego makaronu. Do tego kawiarnie z szejkami, jaśminową herbatą, czekoladą na gorąco, czy mrożoną kawą z lodami. Raz na jakiś czas pada też hasło zamówienia pizzy lub chińszczyzny do domu. To dobry pretekst, by włączyć film, poczytać książki i wolny wieczór spędzić w łóżku.

Paulina: Może zdradzisz nam swoje plany dotyczące Twojej kuchni i Twojego bloga na najbliższe kilka tygodni/ miesięcy? 

Paula: W kwestii planów nie mam ich za dużo. Co pewien czas pojawiają się nowe, gdy inne zostają zrealizowane. Sukcesywnie staram się dążyć do tego, aby realizować postawione sobie cele. Nigdy jednak nie robię nic na siłę i za wszelką cenę. Pasuje tu do mnie określenie, że oczy przylepiam do gwiazd, a nogi do podłogi. Aktualnie spełniło się jedno z moich marzeń. Chciałam znaleźć się w pierwszej dziesiątce blogów w kategorii zdrowie i kulinaria w konkursie na Blog Roku 2012. Okazało się, że wylądowałam na pierwszym miejscu. Piszczałam z radości :) W zanadrzu mam jeszcze kilka innych marzeń, a jeśli się spełnią to osoby obserwujące JMD na Facebook`u jak zwykle będą na bieżąco :) 

Paulina: Paulinko, już Cię nie męczę z tymi pytaniami. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Może Ty chcesz o coś zapytać mnie? 

Paula: To ja dziękuję! Oczywiście mam do Ciebie pytanie. Czy myślałaś kiedyś o karierze dziennikarki? :) Po raz pierwszy spotkałam się z tak trafionymi i dokładnie przemyślanymi pytaniami. Jestem pod wrażeniem, a ten wywiad był czystą przyjemnością :) 
 
Paulina: Dziękuję za komplement:D Tak, kiedyś myślałam o dziennikarstwie prasowym. To było dawno i szybko porzuciłam ten pomysł. Ale kto wie... Życie jest przewrotne ;)
 
  * Niedługo sama wypróbuję przepisu Pauli na zupę pomidorową z pomarańczą i miętą. Muszę przyznać, że ta receptura oczarowała mnie.
 ** Kolacja w restauracji "Noma" była główną wygraną w konkursie na Kulinarny Blog Roku 2011. 
 
Zapraszam Was do reszty moich wywiadów. Nie ukrywam, że liczę na Wasze komentarze z uwagami odnośnie przeprowadzonego wywiadu. 
 
Pączkowego Tłustego Czwartku, 
Paulina  

niedziela, 3 lutego 2013

Panierowana ryba w papryce i pomidorach

Kiedy Tomek się dowiedział, że kupiłam kilka filetów rybki od razu zarządził entuzjastycznie, że chce rybę z papryką i pomidorami. Co więcej miał mi nawet pokazać przepis, który kiedyś tam znalazł i spodobał mu się. Wow! To już coś. Przeważnie sama musiałam kombinować przepisy tak, aby mój narzeczony był zadowolony. Oczywiście przepisu nie znalazł i zostawił mnie tylko z tą "rybą w papryce i pomidorach". Moje analizy automatycznie nakierowały się na rybę po grecku. I już miałam przepis w głowie:D Może i Wy z niego skorzystacie.

Jak to dobrze, że na dworze coraz cieplej. I że już po odwilży. 












































Składniki: (4-6 porcji)

  • 700 g fileta z białej ryby (u mnie morszuk)
  • 3 czerwone papryki
  • 1 puszka pomidorów krojonych
  • 2 duże cebule
  • 3 ząbki czosnku
  • 2 duże marchewki
  • 2-3 jajka
  • odrobina mleka
  • bułka tarta
  • sól, pieprz
  • olej do smażenia 











































 I co dalej?:

 Filety rozmroź i podziel na mniejsze kawałki. Każdy kawałek obsyp solą i pieprzem. Jajka rozkłóć wraz z niewielką ilością mleka. Każdy kawałek ryby zamocz w jajku, a następnie obsyp dokładnie bułką tartą. Tak zapanierowaną rybę  usmaż na mocno rozgrzanym oleju, aż będzie złocista. Gotową rybę połóż na ręcznikach papierowych, aby wchłonęły nadmiar tłuszczu. 


Marchewkę, cebulę i czosnek obierz. Marchew zetrzyj na tarce, cebulę pokrój w półplasterki, a czosnek posiekaj drobno. Paprykę dokładnie umyj i usuń gniazda nasienne. Pokrój ją w drobną kostkę. Na patelni rozgrzej niewielką ilość oleju. Podsmaż na niej przez 2 minuty cebulę i czosnek. Cebula powinna się zeszklić. Nie może zbrązowieć. Po tym czasie dodaj paprykę i marchewkę. Podsmażaj, aż papryka wyraźnie zmięknie. Następnie dodaj pomidory z puszki. Podsmażaj całość na średnim ogniu, aż sos z pomidorów zagotuje się. Masę warzywną możesz doprawić solą i pieprzem. 

Na dno naczynia do zapiekania wyłóż  połowę masy warzywnej. Następnie ułóż rybę i przykryj całość pozostałymi warzywami. Całość zapiekaj 15 minut w temperaturze 180 st. C.

Potrawę można jeść solo lub podać z ryżem.