wtorek, 30 kwietnia 2013

Pieczone kotlety mielone z czerwoną cebulą podsmażaną w occie balsamicznym

Cebula to warzywo, które nie powiem, używane jest w Polsce dość często. Jednak traktujemy ją nieco po macoszemu. Pomyślałam, że z cebuli można zrobić więcej. Szczególnie upodobałam sobie tą czerwoną odmianę. To, że można wykorzystać ją bardziej pokazałam już w przepisie na konfiturę z czerwonej cebuli. Tak przetworzona cebula smakuje niesamowicie dlatego pomyślałam, że konfiturę można wykorzystać w kotletach mielonych. Oczywiście wymagało to przerobienia przepisu na samą konfiturę, ale o tym przeczytajcie w samym przepisie.











































Składniki:


  • 500 g mięsa mielonego z łopatki (lub szynki) wieprzowej
  • 1 jajko
  • 1 łyżka bułki tartej
  • 3 czerwone cebule
  • 1 łyżeczka oleju rzepakowego
  • 1,5 łyżki octu balsamicznego
  • 1 łyżeczka cukru trzcinowego
  • 1 papryczka pepperoni
  • sól, pieprz 












































I co dalej?:

Cebule obierz i pokrój w piórka. Papryczkę umyj, przekrój na pół, usuń gniazdo nasienne i posiekaj drobno. Na patelni rozgrzej olej. Podsmaż na nim cebulę i papryczkę na średnim ogniu, aż cebula się zeszkli. Po tym czasie nieco zmniejsz ogień i dodaj do cebuli ocet balsamiczny i cukier. Całość ciągle mieszaj i podgrzewaj przez 5 minut. Cebulę wystudź. 

Do miski wrzuć mięso mielone, cebulę z papryczką, rozbij jajko, dodaj bułkę tartą oraz sól i pieprz. Masę wyrabiaj około 10 minut. Z masy uformuj małe kotleciki. Możesz co jakiś czas zwilżyć swoje dłonie zimną wodą. W ten sposób łatwiej Ci będzie uformować odpowiedni kształt kotlecików. 

Uformowane kotleciki ułóż luźno na blasze do pieczenia, którą wcześniej należy wyłożyć papierem do pieczenia. Blachę wstaw do nagrzanego do 200 st. C. piekarnika. Piecz 25 minut.

Danie możesz podać z białym ryżem w asyście sałaty lodowej (lekko skropionej octem winnym i oliwą z oliwek z dodatkiem czarnych oliwek). Na zdjęciach widzisz także sos jogurtowo- limonkowy z miętą, który świetnie współgra z kotlecikami.

















poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Sałatka z roszponką i kabanosem

Im cieplej tym chętniej sięgam po warzywa, a co za tym idzie także po sałatki. Mój Tomek nie jest szczególnie wybredny i również chętnie jada różne kompozycje warzywne. Mimo to czasem muszę go zachęcić. Poza tym sama również lubię różne mięsne czy rybne dodatki sałatkowe. Mimo, że tradycyjne kabanosy są raczej wieprzowe to dziś polecam Wam użyć drobiowego "wynalazku". Uważam, że lepiej komponuje się z sałatą roszponką i małymi pomidorkami. Tak czy siak wybierzcie te, które są dobre jakościowo. Z resztą spróbujcie sami :)











































Składniki:

  • opakowanie sałaty roszponki
  • 250 g pomidorków koktajlowych
  • 1 średni ogórek zielony
  • 100 g drobiowych kabanosów
  • 1 mała czerwona cebula
  • 2 łyżki ziaren słonecznika

dressing:

  • 1 łyżeczka musztardy sarepskiej
  • 1 łyżka octu balsamicznego
  • 2, 5 łyżki oliwy
  • sól, pieprz










































I co dalej?:

Sałatę roszponkę umyj pod bieżącą wodą i osusz. Dodaj do niej pokrojone na pół pomidorki, ogórka bez skórki pokrojonego w kostkę oraz cebulę posiekaną w drobną kostkę. Kabanosy pokrój na drobne plasterki i dodaj do sałatki. Ziarna słonecznika upraż na suchej patelni i dodaj do całości. Wszystkie składniki wymieszaj ze sobą.

W słoiczku zmieszaj ocet z solą i pieprzem. Dodaj musztardę i oliwek. Słoiczek zakręć szczelnie i wstrząśnij nim mocno, aż stworzy się gładka emulsja o jednolitej barwie. 

Sałatkę polej dressingiem przed samym podaniem.



Przepis bierze udział w akacjach:

 

wtorek, 23 kwietnia 2013

Kisiel grapefruitowo- żurawinowy

Po jednej z imprez został mi sok grapefruitowy i żurawinowy. Nie są to smaki, które lubię pić solo. Nie miałam też ochoty na żadne drinki. Nie chciałam też, aby coś mi się zmarnowało. Zapaliła mi się żarówka nad głową- taka sama jak w kreskówkach:) Mogę przygotować... kisiel:) Wyszło pysznie i owocowo, dlatego dziś polecam ten przepis Wam. Jest w sam raz na deser czy podwieczorek. W ten sam sposób możecie użyć każdego innego soku.










































 Składniki:

  • 300 ml soku żurawinowego
  • 400 ml soku grapefruitowego
  • 100 ml wody
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej*
  • 2 łyżki cukru**

* Ilość mąki możesz dowolnie zmniejszyć lub zwiększyć w zależności od preferowanej przez Ciebie gęstości deseru.
** Ilość cukru dopasuj do swoich upodobań.





































I co dalej?:

Oba soki wlej do rondelka i zagotuj wraz z cukrem. W innym naczyniu zmieszaj ze sobą dokładnie wodę i mąkę ziemniaczaną. Kiedy soki zaczną się gotować zmniejsz ogień pod nimi na mały i wlej roztwór wody i mąki. W tym samym czasie mieszaj w rondelku, tak aby nie było grudek.  Całość mieszaj jeszcze chwilę i zdejmij z ognia. Kisiel rozdziel na porcję i schłodź lub zjedz ciepły.


sobota, 20 kwietnia 2013

Pikantne nóżki kurczaka z ziemniakami

Wędzona papryka ostra w postaci sypkiej to moje kulinarne odkrycie. Kupiłam sobie opakowanie zachęcona wieloma przepisami z różnych blogów. Skoro coś jest zachwalane przez tak wielkie grono blogerów to na pewno musi być dobre. Dziś do zakupu takiej przyprawy zachęcam i ja:) O ile ta hiszpańska przyprawa jest niezwykle popularna w swojej ojczyźnie tak u nas dopiero raczkuje, dlatego zachęcam do przeszukania Internetu. Ja już żałuję, że nie kupiłam wersji słodkiej.  



Wędzoną paprykę ostrą wykorzystałam do dość klasycznej potrawy jednogarnkowej. Kurczak (w moim przypadku nóżki/ ćwiartki) z ziemniakami i cebulką. Zainspirowałam się tym przepisem z bloga Gotuję, bo lubię. Przygotowanie tej potrawy to chwila. Potem tylko sru do piekarnika:) Polecam na zabiegane soboty, albo zawsze kiedy macie ochotę na coś pysznego:)











































Składniki: (5 porcji)

  • 5 nóżek (ćwiartek) kurczaka
  • 2 łyżeczki papryki ostrej wędzonej
  • 1 łyżeczka papryki słodkiej (może być wędzona)
  • 1 łyżeczka soli
  • 3 łyżki oleju rzepakowego
  •  
  • 7-8 ziemniaków
  • 2 białe cebule
  • 1 łyżeczka suszonego rozmarynu










































I co dalej?:

Mięso dokładnie umyj i osusz. Zmieszaj ze sobą obie papryki wraz z 1/2 łyżeczki soli i 2 łyżkami oleju. Zmieszaj tak, aby powstała marynata. Natrzyj nią dokładnie mięso. I odstaw na 30 minut. Jeśli będzie za mało marynaty to możesz ją dorobić korzystając z podanych proporcji. Nóżki ułóż w dużym naczyniu żaroodpornym lub w brytfannie. 

Ziemniaki umyj dokładnie pod ciepłą, bieżącą wodą. Przekrój je na ćwiartki. Wrzuć je do dużego naczynia. Dodaj 1/2 łyżeczki soli, 1 łyżkę oleju oraz rozmaryn. Wymieszaj je dokładnie za pomocą ręki, aby przyprawy i olej dokładnie obkleiły ziemniaki. Porozkładaj je w wolnym miejscu w okół mięsa. Cebule obierz i pokrój na ćwiartki. Porozkładaj obok mięsa i ziemniaków. 

Naczynie do zapiekania przykryj folią aluminiową. Wstaw je do nagrzanego do 180 st. C piekarnika. Piecz 1 godzinę. Po tym czasie zdejmij folię i piecz jeszcze 20 minut. Czas pieczenia może się skrócić lub wydłużyć w zależności od posiadanego przez Was piekarnika. Kontrolujcie kurczaka co jakiś czas.


piątek, 19 kwietnia 2013

Sałatka z kuskus i wędzoną makrelą

Kiedy temperatura wzrasta od razu mam lepszy humor. Lepiej mi się gotuje oraz fotografuje. Wiosną życie blogera staje się po prostu łatwiejsze:) Rewolucje przechodzi także mój organizm, który domaga się więcej warzyw i ogólnie lżejszych posiłków. Sałatka, którą Wam dziś prezentuje a dokładnie sałatka z kaszą kuskus i wędzoną makrelą w wspaniały sposób może zastąpić wiosenny obiad. Jest sycąca, a jednocześnie lekka. Oprócz super zdrowej ryby i kaszy kuskus znajdziesz tu też warzywa. Czego chcieć więcej? Przepis wzięłam z bloga Filozofia Smaku, którego autorką jest Malwina. Tutaj możecie przeczytać mój wywiad z Malwiną. Pozwoliłam sobie jednak nieco zmienić skład całej sałatki.











































Składniki:


  • 1 makrela wędzona ważąca ok. 300g
  • pół szklanki surowej kaszy kuskus
  • 1 mała czerwona papryka
  • 1 mała czerwona cebula
  • 4 liście kapusty pekińskiej
  • pół łyżeczki czarnuszki
  • pół pęczka natki pietruszki
  • 2 łyżki oliwy z oliwek
  • 1 łyżka octu winnego z białego wina
  • sól
  • pieprz










































I co dalej?

Mięso makreli oczyść ze skóry i ości. Kaszę kuskus zalej wrzątkiem tak, aby poziom wody sięgał centymetr ponad poziom kaszy. Odstaw na 3 minuty. Po tym czasie spulchnij kuskus za pomocą widelca. Kaszę zmieszaj z mięsem ryby. Do sałatki dodaj drobno posiekaną paprykę, cebulę oraz średnio drobno posiekaną kapustę i natkę pietruszki. Całość obsyp czarnuszką. W innym naczyniu Rozpuść sól w occie, dodaj pieprz i oliwę. Tak przygotowany dressing dokładnie wymieszaj (możesz go przygotować np. w słoiczku i dokładnie wstrząsnąć). Dressing dodaj do sałatki. Całość dokładnie wymieszaj. Sałatkę możesz podawać od razu.


czwartek, 18 kwietnia 2013

'Porozmawiajmy o jedzeniu' z Malwiną

... z bloga Filozofia Smaku.































Zdaję sobie sprawę z tego, że jestem niesystematyczna. Jeśli ktoś z Was jest stałym czytelnikiem poddziału "Porozmawiajmy o jedzeniu" to zapewne jest szczególnie wkurzony. Ostatnio wywiady pojawiają się raz na ruski rok. Ale już nadrabiam te zaległości wywiadem z kolejnym (bardzo dla mnie ważnym) blogerem. Porozmawiajmy o jedzeniu z Malwiną. Jako ciekawostkę powiem Wam, że ten wywiad powstawał przeszło rok(!). Na szczęście udało się!



"Nie miałam zielonego pojęcia jak taki blog         powinien być prowadzony"

Malwina pochodzi z Radomska chociaż aktualnie mieszka w Częstochowie. Jest jedną z najpopularniejszych blogerek kulinarnych w Polsce. Spośród potraw, które proponuje na swoim blogu z całą pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Dowiedzmy się więcej o Malwinie. Blog Malwiny ma już trzy lata- właśnie świętujemy jego urodziny.

 

 


Paulina: Bardzo się cieszę, że zechciałaś wziąć udział w moim blogowym cyklu. Uwielbiam Twojego bloga jednak jest mi bardzo ciężko ustalić datę założenia Twojego bloga. Kiedy to się stało? Czy coś Cię zainspirowało do tego, aby pokazać światu jak gotujesz? Opowiedz nam o swoich początkach w blogosferze kulinarnej.

Malwina: Blog powstał w 2010 roku. Nie pamiętam dokładnej daty jego założenia. Miało to chyba miejsce na przełomie kwietnia i maja. Nie wiem również, dlaczego w ogóle powstał. Wcześniej nie znałam nawet jednego bloga kulinarnego, nie miałam zielonego pojęcia jak taki blog powinien być prowadzony. Szybko jednak udało mi się odnaleźć w blogosferze kulinarnej. Poznałam mnóstwo fantastycznych ludzi, którzy są mi bardzo bliscy. Prowadzenie bloga zupełnie odmieniło moje spojrzenie na jedzenie i gotowanie.
Nie będę oryginalna, jeśli powiem, że gotować lubiłam od zawsze. Potrafiłam godzinami przypatrywać się Babci wyrabiającej ciasto na makaron czy pączki. Z pozoru prozaiczna czynność, jaką jest gotowanie, dawała mi spokój i wyciszenie. 
 Paulina: Wiem, że interesujesz się filozofią. Odbija się to również w nazwie Twojego bloga- "Filozofia smaku". Czy jest to zwykła nazwa, która przyszła Ci do głowy podczas tworzenia strony czy jest to specjalny zabieg? Być może narzucasz sobie jakieś zasady odnośnie pisania bloga tak aby pasowały do jego tytułu?



Malwina: Kiedyś na zaliczenie z przedmiotu Technologia Informacyjna miałam za zadanie przygotować projekt strony internetowej. Koleżanka podsunęła mi wówczas pomysł, aby strona ta była tematycznie związana z gotowaniem. Filozofia Smaku była pierwszą nazwą, jaka przyszła mi do głowy. Gdy kilka miesięcy później zakładałam bloga postanowiłam użyć tej samej nazwy. Użycie w nazwie słowa "filozofia" nie było przypadkowe, studiowałam wtedy właśnie filozofię. 

Paulina: Od zawsze zastanawiałam się skąd się wziął Twój blogowy pseudonim "Panna Malwinna". Teraz mam idealną okazję by zapytać.


Malwina: Na to pytanie też nie potrafię dać Ci odpowiedzi. Tego chyba nie wiedzą nawet najstarsi górale. 


Paulina: Piszesz bardzo regularnie. Czy przychodzi Ci to naturalnie czy musisz sobie narzucać systematyczność?


Malwina: Nie mam większych problemów z systematycznością. Należę do osób sumiennych, lubię to co robię i nie jest to dla mnie przymusem. Oczywiście zdarzają się dni, kiedy nie mam najmniejszej ochoty wyciągać aparatu i fotografować przygotowanych potraw. Wiele wymagam od samej siebie, więc często krytycznie podchodzę do tego, co robię w kuchni. Zawsze mam wrażenie, że coś mogłam zrobić lepiej.


Paulina: Można zauważyć, że lubisz kuchnię różnych zakątków świata. A jeśli miałabyś wybrać jedną- absolutny numer jeden, która by to była?


Malwina: Najbliższą mi kuchnią jest kuchnia arabska, a szczególnie marokańska i libańska. Mój Połówek także bardzo ją lubi, w okresie zimowym najchętniej jada tajine z dużą ilością cynamonu i kminu rzymskiego. Miłością do tej kuchni staram się zarażać innych. Od trzech lat organizuję akcję Festiwal Kuchni Arabskiej. Z roku na rok pasjonatów arabskich smaków przybywa, co mnie niezwykle cieszy. 


Paulina: Wiem, że mamy wspólnych czytelników. Chciałabym, abyś zaproponowała nam kilka swoich ulubionych dań, które można znaleźć na Twoim blogu. Coś co jest absolutnie dla każdego.


Malwina: Na chwilę obecną na blogu znajduje się ponad 800 przepisów. Wybór tylko kilku potraw jest niezwykle ciężki. Z pewnością poleciłabym krem z kurczaka z pieczarkami i porem zapiekany pod ciastem francuskim. To jedno z ulubionych dań mojej Mamy, która przygotowuje je kilka razy w miesiącu. Osobom, które chciałyby bliżej poznać kuchnię arabską zaproponowałabym tajine z wołowiny z ciecierzycą i daktylami. Z kolei tym, którym bliższe są smaki kuchni azjatyckiej, poleciłabym bułeczki tzai bao. To gotowane na parze bułki, bardzo podobne do polskich pampuchów. Nadziane są smacznym warzywnym farszem.



Paulina: Czy na Twoim blogu pojawiły się jakieś przepisy na dania, które przygotowałaś tylko raz? 
  
Malwina: Jest wiele potraw, które przygotowałam tylko raz. Nie oznacza to, że były niesmaczne, czy też nie warte uwagi. Lubię tworzyć nowe przepisy, udoskonalać wcześniejsze receptury, poznawać nowe smaki. Są potrawy, które często powtarzam np. włoskie pasty, azjatyckie dania przygotowywane metodą stir-fry.


Paulina: Domyślam się, że gotujesz dla siebie i tajemniczego "W". Co on na to? Lubi Twoją kuchnię? A może jest wybredny?


Malwina: 99% potraw, które znajdują się na blogu, zostało przygotowanych dla W. Pozostały 1% to potrawy, które jadam sama. W. lubi to, co gotuję, tym bardziej, że za każdym razem staram się mu podać coś nowego i niebanalnego. Sam ma dużą wiedzę na temat gotowania. Jest wiele rzeczy, za którymi nie przepada. Na czarnej liście znajdują się ryby słodkowodne i kalafior. Dawniej ta lista była o wiele dłuższa, jednak z czasem polubił znienawidzone składniki. Przykładowo jeszcze 4 lata temu nie jadł w ogóle warzyw, obecnie nie wyobraża sobie obiadu bez ich solidnej porcji . 


Paulina: A czy "W" gotuje czasem coś dla Ciebie?


Malwina: Zdarza się, że od czasu do czasu i W. przygotuje coś dla mnie. W sezonie letnim jest to najczęściej hiszpańska sałatka escalivada, zimą dahl z czerwonej soczewicy lub z ciecierzycy. 


Paulina: Z rozmów prywatnych z Tobą wiem, że aktualnie nie masz w domu piekarnika, a i zdarzało się tak, że brakowało Ci kiedyś deski do krojenia. Mimo to umieszczasz przepisy na takie piękne ciasteczka, muffinki czy pieczywo. Myślę, że to bardzo ciekawe pytanie. Być może ktoś z czytelników jest w podobnej sytuacji. Opowiesz nam o tym? Być może kogoś zainspirujesz:)
 

Malwina: Odkąd założyłam bloga, trzykrotnie zmieniałam miejsce zamieszkania . Ani na poprzednich, ani na obecnym nie posiadam kuchni, a jedynie aneks. Na pierwszym mój aneks złożony był jedynie ze zlewu i płyty na dwa palniki (miał jakieś 2 m2). Wszystkie czynności związane z gotowaniem wykonywałam w pokoju. Tak, jak wspomniałaś, nie miałam podstawowych akcesoriów kuchennych, takich jak np. deska do krojenia. Kupiłam ją dopiero po roku przy okazji kolejnej przeprowadzki. Nauczyłam się dzięki temu kroić w powietrzu. Bez problemu posiekam cebulę w kosteczkę bez użycia deski. Niestety cierpią na tym mocno palce. Za wałek do ciasta służy mi duża butelka po Pysiu, moją stolnicą jest mała silikonowa mata do pieczenia (wcześniej jako stolnicy używałam plastikowej tacy, deski do krojenia lub wałkowałam na arkuszu papieru do pieczenia). Wychodzę z założenia, że nie muszę posiadać ogromnej ilości ekskluzywnego sprzętu, by móc gotować. Ponieważ nie miałam piekarnika, kupiłam po kilku miesiącach kombiwar. Była to naprawdę świetna inwestycja, w końcu mogłam przygotowywać ciepłe potrawy, piec ciasta czy pieczywo. Było to stosunkowo czasochłonne, ponieważ w kombiwarze mieści się niewiele rzeczy. Pieczenie muffinek musiałam rozłożyć na 3 partie, nie wspomnę już o ciasteczkach  czy bułkach. Komicznie wyglądało pieczenie chleba, który pod koniec pieczenia musiałam przewracać do góry nogami, aby podpiec spód (sama już nie pamiętam, ile razy poparzyłam sobie dłonie). Kombiwar niestety padł po prawie 2 latach. Na kolejnym mieszkaniu miałam już piekarnik, niestety można było go otworzyć tylko na 30 centymetrów (nie wiem, kto rozmieszczał meble, ale biorąc pod uwagę taką fantazję, musiał być to mężczyzna;-)). Dodatkowo sam zmieniał temperaturę pieczenia. Czasem zdarzało się, że po kilku minutach z ustawionej temp. 180 stopni przestawiał się na 240. Na obecnym mieszkaniu piekarnik już jest, działa i dzielnie mi służy. Nie jest może najnowszy, ale piecze bez zarzutu. 


Paulina: Ten kto odwiedza Twojego bloga zwraca uwagę na świetne przepisy, ale i na dobrej jakości zdjęcia. Muszę przyznać, że Twoje są bardzo apetyczne i po prostu piękne. Uczyłaś się kiedyś fotografii? A może to Twój naturalny dar? Może dasz nam kilka rad?


Malwina: Dziękuję za miłe słowa, jednak w kwestii fotografii jestem amatorką, co zresztą widać po zdjęciach znajdujących się na blogu. Jak wspomniałam wcześniej, krytycznie podchodzę do tego, co robię. Na blogu znajduje się tylko kilka zdjęć, z których jestem zadowolona. Ciągle się uczę ale patrząc na zdjęcia, które robiłam np. rok temu, widzę spory postęp. Przede mną jednak jeszcze bardzo dużo pracy.
 


Paulina: No dobrze, ale blogowanie blogowaniem (i gotowanie gotowaniem), ale chyba przyznasz mi rację, że czasem są okazje, aby wyjść do restauracji i zjeść coś co przygotuje dla Ciebie kucharz. Jakie miejsca wtedy wybierasz?


Malwina: Nie bywam w restauracjach, nie mam też w zwyczaju jeść na mieście. Przy okazji wakacyjnych wyjazdów zdarza mi się trafić do jakiejś restauracji, jednak jest to podyktowane przez osoby mi towarzyszące. Po ubiegłorocznym wypadzie do Sandomierza jestem mocno rozczarowana stanem polskich lokali gastronomicznych. Karty dań pełne błędów świadczących o braku znajomości podstawowych dań z kuchni europejskiej. Oczywiście, by przyciągnąć zagranicznych turystów karta musi być także w języku angielskim. I tu widoczna jest popularność Google Translator. Naleśniki z dżemem przetłumaczone jako… "jam". Sam naleśnik to "pancake". Risotto pisane jako "rizzotto". Można tak wymieniać w nieskończoność. Tu już nie chodzi tylko o błędy stylistyczne. Bo gdy zamawiasz w lokalu risotto a kelner podaje Ci odsmażony długoziarnisty ryż wymieszany z koncentratem pomidorowym, naprawdę odechciewa się jedzenia na mieście. Dlatego bywając w lokalach najczęściej zamawiam mocno schłodzoną „zupę piwną” w butelce.



Paulina: Może zdradzisz nam swoje plany dotyczące Twojej kuchni i Twojego bloga na najbliższe kilka tygodni/ miesięcy?


Malwina: W najbliższym czasie chciałabym, by na FS pojawiło się więcej przepisów na potrawy wegańskie. Z pewnością będzie też więcej recenzji książek kucharskich. Pojawi się także nowy cykl, ale pozwolę sobie nie zdradzać póki co szczegółów.


 Paulina: Malwinko, już Cię nie męczę z tymi pytaniami. Dziękuję Ci bardzo za rozmowę. Może Ty chcesz o coś zapytać mnie?


Malwina: Chciałabym Cię zapytać, jaką potrawę z naszej rodzimej kuchni polskiej lubisz najbardziej?

 Paulina: Malwinko, po jednej z naszych rozmów wiesz, że uwielbiam rosół. Poza tą królową zup chętnie zjadłabym młode ziemniaczki z mizerią i schabowym (ale w wersji z piersi kurczaka).

środa, 17 kwietnia 2013

Pasta z suszonymi pomidorami

Dzisiaj szybciutko... Zapraszam Was na przepis na pastę kanapkową z dodatkiem suszonych pomidorów. Zróbcie sobie taką na jutrzejsze śniadanko.










































Składniki:


  • 200 g sera białego półtłustego
  • 6 suszonych pomidorów
  • 2 ząbki czosnku
  • 1/2 łyżeczki suszonego czosnku niedźwiedziego
  • 3 łyżki oleju z zalewy pomidorowej
  • sól 
  • pieprz











































I co dalej?:

Pomidory posiekaj drobno. Czosnek obierz i przeciśnij przez praskę. Wszystkie składniki połącz ze sobą za pomocą blendera.

sobota, 13 kwietnia 2013

Makaron jajeczny z krewetkami i warzywami

Macie czasami tak, że robiąc zakupy wybieracie produkty, z którymi nigdy wcześniej nie mieliście do czynienia? Nie wiecie co z nich zrobicie, ale wiecie, że ich zakup będzie strzałem w dziesiątkę. Tak miałam z tym makaronem. Poza tym wygrzebałam z zamrażalnika kilka krewetek, dodałam garść warzyw, wszystko razem usmażyłam w woku i oto mam wspaniały, prosty obiad. Polecam jako odmianę po wieprzowinie, wołowinie, drobiu i rybach:)












































Składniki: (3-4 porcje)

  • 250 g makaronu jajecznego do dań z woka
  • ok. 20 szt. krewetek tygrysich
  • 20 g grzybów mung
  • 4 cebule dymki wraz ze szczypiorkiem
  • 1 czerwona papryka
  • 2 łodygi selera naciowego
  • 1 łyżka sezamu
  • 2 ząbki czosnku
  • 3 cm kawałek imbiru
  • olej 
  • sól, pieprz
  • sos sojowy










































I co dalej?:

Makaron i grzyby przygotuj wg przepisu na opakowaniu. Gotowe grzybki pokrój na mniejsze kawałki. Paprykę umyj, usuń gniazda nasienne, pokrój w paski, dymkę ze szczypiorkiem pokrój w plastry, selera naciowego w kostkę. Czosnek i imbir obierz i pokrój w paseczki.
W woku rozgrzej niewielką ilość oleju. Dodaj czosnek i imbir, smaż 30 sekund. Po tym czasie dodaj paprykę i selera naciowego. Podsmażaj 2 minuty. Kolejnym krokiem jest dodanie krewetek. Jeśli masz gotowane to podsmażaj je z resztą składników 2 minuty, jeśli surowe podsmażaj 4 minuty. Po tym czasie do woka dodaj makaron, dymkę i grzybki. Wymieszaj wszystko dokładnie i dopraw solą oraz pieprzem. Zdejmij woka z ognia, dodaj sezam oraz skrop całość niewielką ilością sosu sojowego. Wymieszaj ostatni raz i podawaj póki ciepłe.


piątek, 12 kwietnia 2013

Łosoś z cytryną i na maśle z patelni grillowej

Wyobraźcie sobie taką sytuację... Niedzielne leniwe popołudnie. Nie masz ochoty gotować, a przecież jeść coś trzeba. Postanawiasz więc zamówić sobie do domu coś pysznego. Z manu wybierasz "Łososia z masłem i cytryną". Myślisz, że to tak proste, że na pewno nie można popsuć tego dania. I zamawiasz. I okazuję się, że można popsuć wszystko. Właściwie nie było tak najgorzej. Ale zdecydowanie mogłoby być lepiej. Dlatego następnego dnia starasz się odwzorować potrawę z restauracji. W efekcie wychodzi Ci przepyszne danie, które można przygotować w śmiesznie łatwy sposób. Tak miałam w zeszłym tygodniu:)












































Składniki: (2 porcje)

  • 2 filety z łososia ze skórą  (każdy po 200g)
  • 2 łyżki masła (82% tłuszczu)
  • pół cytryny
  • sól morska
  • świeżo zmielony pieprz czarny
  • do podania: ryż brązowy
  • brokuły gotowane na parze










































I co dalej?:

Rybę umyj dokładnie i osusz. Łososia natrzyj dokładnie solą i pieprzem. Piekarnik rozgrzej do 180 st. C. Na patelni grillowej rozgrzej masło. Połóż na patelnie rybę. Najpierw podsmażaj na stronie ze skórą przez 5 minut. Dzięki temu nasza ryba nie skurczy się za bardzo. Następnie przewróć filet na drugą stronę i smaż jeszcze 4 minuty. Do rozgrzanego piekarnika przełóż rybę razem z patelnia. Zapiekaj ją ok. 5 minut. Dzięki temu ryba nie będzie surowa w środku. Tak przygotowanego łososia podawaj od razu z dodatkiem ryżu brązowego i gotowanym na parze brokułem. Do każdej porcji dodaj ćwiartkę cytryny. Łososia należy skropić sokiem przed samym spożyciem.











































 Przepis bierze udział w akcji:




czwartek, 11 kwietnia 2013

Rosół

(Uwaga, post dłuższy niż zawsze, ale warto przeczytać w całości)

Kilka rozmów na żywo z Mamą i Babcią, kilkadziesiąt rozmów telefonicznych z nimi, setki przeczytanych przepisów, tysiące przeczytanych komentarzy na blogach... Wszystko po to, aby powstał mój pierwszy rosół. A rosół uwielbiam. Chociaż jest moją piętą achillesową. Wszystko na nic... Pierwsze podejście i klapa po całości. Teorię znałam. Mogę wyrecytować w środku nocy. Wyciągnęłam wnioski i już wiem co zrobiłam źle. Po porażce zapomniałam o rosole na jakiś czas. Tęskniąc za jego smakiem zamawiałam go w łódzkich restauracjach. Ale to nie było to. W chwilach rozpaczy jechałam do moich rodzinnych Skierniewic. W moim rodzinnym domu był zwyczaj gotowania rosołu co niedzielę. Aktualnie jestem mocno przeziębiona. Domowy rosołek jest tym czego teraz najbardziej potrzebuję.Pożaliłam się Malwinie jaki ciężki jest mój los. A ona mnie zmotywowała. Wzięłam się w garść i stanęłam wczoraj nad garami. Mój rosół wyszedł idealny. Wczoraj czułam się jakbym wygrała w totka. 

Pozwolę sobie napisać Wam w tym poście jak ugotowałam rosół, który dziś przedstawiam. Moje podejście i upodobania co do rosołu wykształciły się w moim rodzinnym domu. Wzięłam sobie do serca rady mojej Mamy, Taty, Babci, Dziadka i Cioci. Z przepisów z innych blogów wyciągnęłam to co wydawało mi się najlepsze. Dzisiaj nie zostawię Was ze zwykłym przepisem i garścią zdjęć. Dzisiaj będą też rady:) Zapraszam do dalszej lektury tego posta. 




Zanim będzie przepis:)

- Wg mnie najlepszy rosół powinien być gotowany na mięsie mieszanym. Rzecz jasna nie można na tym mięsie oszczędzać. Powinno być dobrej jakości oraz oczywiście powinno być go dużo! Do dzisiejszego rosołu użyłam niemal 1,5 kg mięsa! (więcej w składnikach)
- Najczęściej wybierane przez moją Mamę mięsa to:
` wołowina (szponder)
` indyk (szyjka lub skrzydło)
` kurczak (udka lub skrzydełka)
- Woda powinna być przefiltrowana.
- Z włoszczyzną też nie powinniśmy być oszczędni. Kilka marchewek, solidna pietruszka, seler, por, cebula, czosnek- to wszystko powinno być.
- Ja do swojego rosołu nie dodaję kapusty włoskiej, ani grzybków. Moja Mama nigdy tego nie dodawała, więc nie odczułam takiej potrzeby. Jak wiadomo- im więcej marchwi tym słodszy rosół. 
- Cebula- bardzo ważna sprawa! Cebulę obieramy tylko z pierwszej twardej i brudnej warstwy. Dodatkowo warto przypalić cebulę na palniku. Dzięki temu nasz rosół uzyska ładniejszy kolor i lepszy smak.
- Czas jest niezwykle istotny. Trzy godziny. Warto poświęcić ten czas na tak pyszny rosół. Poza tym tak na prawdę rosół sam się gotuje:)
- Zaczynamy od zimnej wody. Jest jedna stara i bardzo dobra zasada. Mówi ona o tym, że jeśli chcesz mieć pyszną zupę to mięso wrzucasz na zimną wodę, aby pod wpływem gotowania mięsko wydzielało swoje smaki. Jeśli chcesz mieć dobre mięsko to wrzucasz je do wrzątku (na gorący olej, rozgrzany piekarnik itp.), aby białko szybko się ścięło i jak najwięcej smaku zostało w mięsie;)
- Gaz powinien być tak ustawiony, aby rosół tylko "pyrkał". 
- Do przygotowania rosołu użyj największy garnek jaki masz. Nawet jeśli masz małą rodzinę. Z takiego rosołu możesz przygotować każdą inną zupę. Możesz go też zamrozić. Sam/a widzisz, że gotowanie małych porcji rosołu jest bez sensu:)
- Rosół wykorzystaj maksymalnie! To znaczy po jego ugotowaniu pomyśl jak możesz wykorzystać warzywa i mięso. Kilka propozycji dostaniesz także ode mnie w specjalnym poście.
- Vegecie i Maggi powiedz nie. Są lepsze sposoby na uzyskanie głębi smaku. Należy do nich sos sojowy i lubczyk. 
- Z zimnego rosołu bez problemu zbierzesz tłuszcz. Rosół, który widnieje na dzisiejszych zdjęciach jest odtłuszczony.
-Rosół gotujemy bez przykrywki.
- Ja szumowiny zbieram tylko po wołowinie i to niezbyt dokładnie. Nie ma co przesadzać- to tylko białko! Poza tym rosół i tak odcedzamy. Więcej w opisie przygotowania potrawy. 
-Nieudany rosół to szansa dla pomidorówki:)
- Jeśli rosół wyjdzie Ci zbyt wodnisty to możesz część wody odparować. 



wtorek, 9 kwietnia 2013

Kurczak z warzywami i grzybami mung po chińsku

Ostatnio przeglądając podstronę Przepisy złapałam się za głowę! Bardzo dawno nie pokazałam Wam żadnego przepisu z udziałem kurczaka! Wydaje mi się to bardzo dziwne, bo przecież drób to mój ulubiony rodzaj mięsa. Chcąc nadrobić straty wrzucam dziś przepis na kurczaka z warzywami i grzybkami mung po chińsku. Przy okazji wrzucę go do  jednej z aktualnych akcji kulinarnych (baner na dole). Dzisiejszy przepis bezczelnie wepchnął się w kolejkę do publikacji pozostawiając w tyle kilka innych smakowitości. Ale bez obaw. Na wszystko przyjdzie czas. Więc zapraszam Was na bloga jutro i pojutrze i popojutrze... Na pewno znajdziecie coś pysznego:D





Kurczak z warzywami i grzybami mung po chińsku- przepis autorski

Składniki:  (4-5 porcji)

  • 3-4 pojedyncze filety z piersi kurczaka
  • 1 duża marchew
  • 1 mały korzeń pietruszki
  • 1 mały por (biała część)
  • 1 mała czerwona papryka
  • kawałek imbiru (3 cm)
  • 20 g grzybków mung
  • 2 ząbki czosnku
  • 1 łyżeczka mieszanki przypraw do dań chińskich*
  • 1 łyżeczka pieprzu cytrynowego*
  • 2 łyżki sosu sojowego
  • 1 łyżka octu winnego białego
  • 2 łyżki mąki ziemniaczanej
  • 200 ml wody
  • olej
  • do podania: ryż
* Ilość przypraw przystosuj do własnych preferencji smakowych



 I co dalej?:

Imbir, marchew, pietruszkę i czosnek obierz i pokrój w słupki. Białą część pora pokrój w plastry. Paprykę dokładnie umyj, usuń gniazda nasienne i pokrój w paski. Mięso umyj, osusz, odkrój wszelkie nieciekawe elementy i pokrój w paseczki. Grzybki mung przygotuj wg przepisu na opakowaniu. Kiedy będą gotowe pokrój je na mniejsze części. 

Na patelni lub w woku rozgrzej niewielką ilość oleju. Ustaw średni ogień. Wrzuć imbir i czosnek podgrzewaj 30 sekund ciągle mieszając. Po tym czasie dodaj mięso. Smaż ciągle mieszając około 2 minuty. Po tym czasie dodaj po pół łyżeczki przyprawy do dań chińskich i pieprzu cytrynowego. Nie zapominaj o mieszaniu. Całość podsmażaj jeszcze minutę. Po tym czasie dodaj marchew, pietruszkę i paprykę. Cały czas mieszając podsmażaj przez 2 minuty. Na koniec dodaj plastry pora i resztę przypraw. Podsmażaj już tylko minutę. Dokładnie wymieszaj.

Sos sojowy, ocet, wodę i mąkę wymieszaj razem bardzo dokładnie w oddzielnym naczyniu. Następnie zmniejsz ogień pod naszym daniem na minimalny i wlej ostrożnie mieszankę z sosem sojowym do całości. Zawartość patelni (woka) mieszaj cały czas. Poczekaj, aż danie zgęstnieje*. Podawaj od razu z ryżem. 

Rady:

* Jeśli uważasz, że potrawa jest zbyt gęsta (także po kilku godzinach od ugotowania) bez obaw wlej trochę wody. Następnie podgrzej potrawę i dokładnie wymieszaj.
Jeśli uważasz, że potrawa jest za mało słona spróbuj gotowe danie (już na talerzu) lekko skropić sosem sojowym.












































Przepis bierze udział w akcji:


poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Testoteka: Mleko kokosowe Vitasia (Lidl)

Słowem wstępu... Dziś pierwszy post należący do cyklu Testoteka, czyli testowanie produktów marek własnych. Testoteka to cykl, w którym specjalnie dla Was będę testować produkty marek własnych różnych sklepów. Często słyszę od bliższych i dalszych znajomych, że boją się kupować dany produkt marki własnej, bo nie wiedzą czy jego jakość jest zadowalająca. Ja sprawdzę to dla Was:) Przy okazji chciałam poinformować, że sama wybieram i kupuję produkty, które zamierzam Wam pokazać. W ramach tego działu nie zamierzam współpracować z żadną firmą. Oceny będą subiektywne i nienaciągane ;)

Garść informacji technicznych:

Produkt: Mleko kokosowe
Marka: Vitasia
Sklep: Lidl
Opakowanie: Puszka z zawleczką ułatwiającą otwieranie. 
Pojemność: 400ml 
Cena: 5,99zł (4,44 zł podczas Tygodnia kuchni azjatyckiej)
Wyprodukowano w: Tajlandii dla Lidl (Niemcy)
Skład: płyn z orzecha kokosowego 82%, woda, stabilizator: sól sodowa karboksymetylo- celulozy; emulgator: mono- i diglicerydy kwasów tłuszczowych, substancja zagęszczająca: guma ksantanowa. 

 


 Zalety:

+ dobry skład (widziałam dużo gorsze składy mleka kokosowego bardziej znanych marek w wyższych cenach)
+ ładne, estetyczne opakowanie
+ wygodne opakowanie, dzięki zawleczce nie musimy sięgać po otwieracz do puszek
+ rewelacyjna cena
+ klasyczna pojemność bez udziwnień i manipulacji
+ dużo zastosowań kulinarnych

Wady:

- dostępność, produkt można kupić tylko podczas Tygodnia kuchni azjatyckiej (lub zaraz po jeśli nie wyczerpią się zapasy)
- angielskie napisy (tylko napis  "Coconut Milk", mi to nie przeszkadza, ale wielu ludzi ma problemy nawet z podstawami języka angielskiego


 Otwarta puszka mleka kokosowego prosto z lodówki.
Temperatura topnienia 20-23 st. C.

Oceny: (0-5)

Smak: 5
Opakowanie: 4 (odejmuję punkt za napisy angielskie)
Cena: 5 
Dostępność: 3,5 (wolałabym, żeby produkt był zawsze w sprzedaży)
Skład: 4,5   
Pojemność: 5

Ogółem: 27/30 

Zdecydowanie polecam!


Tego produktu użyłam w tych potrawach:

Lassi kokosowo- cytrynowe 
Koktajl kokosowo- ananasowy 
Zupa krem z dyni 
Pulpeciki z pomidorami w sosie kokosowo- limonkowym 
Łosoś w sosie kokosowo- pomidorowym z czosnkiem niedźwiedzim 

i kilku innych, które jeszcze nie doczekały się publikacji na blogu;)