poniedziałek, 31 stycznia 2011

Spaghetti z kurczakiem w sosie pieprzowym

Proste i bardzo efektywne. Inspiracją do tego dania był dla mnie ten post w blogu Pauli. Sama nazwa "sos pieprzowy" spowodowała, że musiałam to wypróbować. Padło na makaron spaghetti (podobnie jak u Pauli), a tofu zastąpiłam filetem z piersi. Wiem, że będzie powtórka.
















Czego potrzebujemy? : ( 4 porcje z małymi dokładkami)

- 400 g makaronu spaghetti
- 1 duża pierś z kurczaka
- oliwa
- wybrane przypraw ( u mnie bazylia, oregano, tymianek, vegetta, rozmaryn)
- duży kubek kwaśnej śmietany 18%
- 1 łyżeczka pieprzu czarnego, mielonego
- 3 łyżki pieprzu kolorowego w ziarenkach
- sól

I co dalej? :

Makaron gotujemy al dente z dodatkiem oliwy i soli. Pierś marynujemy w oliwie i wybranych przyprawach. Dobrze by było gdyby kurczak posiedział trochę w tej marynacie, ale z braku laku... Kurczaka smażymy na patelni. Teraz czas na sos. Do rondelka wlewamy śmietanę, wsypujemy wszystkie pieprze i sól do smaku. Całość po prostu zagotowujemy. Ugotowany makaron odcedzamy i wrzucamy z powrotem do garnka, dodajemy usmażonego kurczaka i zalewamy pieprzowym sosem. Wszystko mieszamy i podajemy.



Ocenki: Tomek przyznał 8,5 pkt na 10 mówiąc, że bardzo dobre, ale przeszkadzają mu ziarenka pieprzu (czego się spodziewał w sosie pieprzowym :) ? ). Mimo to wziął do pracy. Natomiast moja siostra, która powiedziała kiedyś, że: "dla mnie czasami ketchup łagodny jest zbyt pikantny" jadła, aż jej się uszy trzęsły i wzięła dokładkę. Zostawiła natomiast ziarenka pieprzu. Mi natomiast bardzo smakowało, ale dokładki dla mnie nie starczyło :(

Przepis bierze udział w akcji:

akcja

Kanapkowy przegląd lodówki

Co jakiś czas mój dziadek zarządza, aby zrobić tzw. "przegląd lodówki". Polega on na tym, że produktów, które aktualnie znajdują się w lodówce tworzy się coś do jedzenia. Czyli coś dokładnie na kształt mojej akcji. Niestety jeśli dziadek zarządza takowy przegląd ma na myśli, że wszystko trzeba razem usmażyć. Ja idę trochę dalej. Inspiracją jest mój prawie- szwagier, który stworzył takie kanapeczki (które ja zaproponuję Wam dzisiaj) z po sylwestrowych koreczków. U mnie znalazł się "wczorajszy" szaszłyk, jedna duża pieczarka, końcówka pora, resztki salami i takie tam. Tak na prawdę taką kanapkę można zrobić ze wszystkiego. Najważniejsze jest, żeby mieć ser i chleb (najlepiej wczorajszy). To może ja powiem jak to wyglądało u mnie.

















Czego potrzebujemy? : (na 10 kanapek, wg tego co zrobiłam wczoraj, ale można pozmieniać:) )

- 10 kromek dowolnego chleba (sposób na zużycie wczorajszego)
- 10 plasterków sera
- trochę ketchupu
- duża pieczarka
- resztki zamarynowanego i surowego mięsa z piersi kurczaka do szaszłyków (po prostu zostało)
- resztki mięska, które zostało usmażone na szaszłyku
- resztki papryki
- resztki pora
- trochę salami
- oliwa


I co dalej? :

Kromki chleba układamy na blaszce do pieczenia, którą wcześniej wyłożyliśmy papierem. Każdą kromkę lekko smarujemy oliwą. Na kromkach układamy wszystkie składniki. Kanapki polewamy ketchupem (to nam nawilży kromki i zrobi swoisty sosik. Na każdą kromkę kładziemy plasterek sera. Wszystko trafia do piekarnika na 180C i ok. 10-15 min. Jest gotowe kiedy ser jest przyjemnie stopiony, a kromka chrupka. Przed podaniem polewamy ketchupem.

I to tyle. Pyszne, łatwe i dające możliwości wyczyszczenia lodówki.

niedziela, 30 stycznia 2011

Szaszłyki drobiowe z sosem czosnkowym

Uwielbiam mięso z piersi kurczaka. To właśnie dlatego ono tak często występuje na moim blogu. Właściwie, gdyby filety z piersi kurczaka nie istniały mogłabym przejść na wegetarianizm. Nie oznacza to, że nie lubię innego mięsa. Pewnie, że lubię, ale byłabym w stanie żyć bez niego. Na całe szczęście mój Tomek też jest fanem kurczakowych piersi. Wczoraj zachciało nam się szaszłyków. Przepis pamiętam jeszcze z czasów kiedy moja mama takie przyrządzała. Są to najbardziej klasyczne szaszłyki jakie chyba mogą być. Od siebie dodałam tylko marynatę. A propos marynaty... Lubimy taką w stylu shoarmy, a shoarma kojarzy nam się z krajami arabskimi. Dlatego "po nitce do kłębka" dzisiaj zdjęcia z shishą. Nie lubię robić zdjęć w nocy, ale jakie mam wyjście? Do rana nic by nie zostało!




Szaszłyki: 

Czego potrzebujemy? : ( na ok. 10 szaszłyków)

- jedna podwójna pierś z kurczaka
- czerwona papryka
- 5 dużych pieczrek
- 1-2 cebule
- 100 ml oliwy z oliwek
- przyprawa gyros, przyprawa vegetta, pieprz- ilość wg upodobań
- szaszłykowe patyczki, rzecz jasna ;)


I co dalej? :

Do miseczki wlewamy oliwę i łączymy ją z przyprawami. Pierś i paprykę kroimy na większą kostkę, cebulę na szesnastki (lub ósemki), pieczarki na pół. Pierś wrzucamy do marynaty i pozwalamy jej chwile nasiąknąć. Następnie naprzemiennie nadziewamy wszystkie składniki na patyczek.
Pieczemy ok. 20 minut w temperaturze ok. 200 st. C. Oczywiście w między czasie sprawdzamy jak sprawy się mają.

Podpowiadam: Mięso na moich szaszłykach było cudownie aromatyczne i miękkie, a papryka lekko chrupiąca. I o to chodzi. Przed podaniem szaszłyki należy lekko posolić. Szaszłyki świetnie komponują się z frytkami oraz zimną i świeżą Colą z cytrynką.


Sos czosnkowy: przepis podaję jeszcze raz, gdyż mój tata odkrył, że można go zrobić jeszcze lepiej!

Czego potrzeba? :

- kubeczek jogurtu greckiego (ok. 300 g)
- 4 ząbki czosnku (ale tak na prawdę ilość powinna być zgodna z naszymi upodobaniami)
- sól, pieprz, bazylia, oregano, tymianek, cukier (na oko, wg smaku)

I co dalej? :

Jogurt przekładamy do miseczki. Czosnek obieramy i przeciskamy przez praskę. Dodajemy resztę przypraw. Należy uważać na cukier, aby nie przesadzić. Mieszamy wszystko dopiero wtedy, gdy w miseczce będziemy mieli już wszystkie składniki. Robimy to delikatnie. Proponuję jogurt grecki, gdyż jest gęstszy, dlatego nie rozrzedzajmy go nadmiernym mieszaniem.

Podpowiadam: To właśnie eksperymenty mojego taty w postaci cukru i tymianku sprawiły, że ten sos jest wreszcie idealny! Taki sam robimy często do domowej pizzy.

Przepis bierze udział w akcji:

akcja

sobota, 29 stycznia 2011

Likier czekoladowy

EDIT: 
Metodą prób i błędów udało mi się ulepszyć ten likier. Zamiast kakao rozpuszczalnego warto dodać kakao naturalne. Smak jest wtedy jeszcze lepszy. 
:EDIT

Jak ja uwielbiam czekoladę! Szczególnie mleczną albo białą. A najlepiej taką z fioletową krową. I chyba jest to miłość z wzajemnością, gdyż czekolada lubi się zatrzymywać w moich biodrach na trochę dłużej. Ale w końcu raz się żyje! My- blogerki od kuchni zgodnie twierdzimy, że lepiej być trochę okrąglejszym, niż wiecznie sobie czegoś odmawiać. A czekolada to przecież istny lek na szczęście. Dodatkowo mamy karnawał, dlatego to kolejny powód do sięgnięcia po czekoladę. Niestety akcja czekoladowa zacznie się za jakiś czas, ale przecież mogę ten przepis dodać do akcji Elektryzujący karnawał z drinkiem! Od dawna miałam ochotę na ten likierek. Żaden znaleziony przepis nie był tym czego szukałam. Sprawy wzięłam w swoje ręce!














Czego potrzebujemy? : (wyszło mi 1,5 litra smaku!)

- pół litra czystej wódki (można dać mniej, ja dałam tyle, bo zawsze można dolać mleka)
- 2 tabliczki mlecznej czekolady 
- 500 g mleka skondensowanego niesłodzonego
- pół opakowania cukru wanilinowego
- mleko krowie ( wg naszych upodobań- aż uznamy, że taka moc likieru będzie nam odpowiadać)
- 4 łyżki kakao dla dzieci (mimo wszystko proponuję próbować, aby efekt był zadowalający)

I co dalej? :

Mleko skondensowane lekko podgrzewamy. Czekoladę rozpuszczamy w kąpieli wodnej. Następnie ciepłe mleko, rozpuszczoną czekoladę, wódkę, cukier wanilinowy miksujemy w melakserze/ blenderze. Kakao i mleko krowie dodajemy wg naszych upodobań. Całość przelewamy do butelki lub karafki. 


Inne: Likier zrobiłam wczoraj na wieczór. Efekt nie był do końca taki jaki miał być. Zaczęłam obmyślać co zrobić, aby trunek trochę poprawić. Dziś postanowiłam spróbować go jeszcze raz. Okazało się, że czas dokończy za nas dzieło. Teraz mogę z czystym sumieniem polecić taki likierek dla każdego czekoladoholika, który lubi tego typu alkohole.

Pierwsze i drugie zdjęcie są zrobione w trybie 'przy świecach'. Żałuję tylko tego, że mój likier nie ma takiej pięknej barwy jak te świeczki. Może mi się kiedyś uda.

Przepis trafia do akcji:



środa, 26 stycznia 2011

Tylko ze spiżarni- akcja kulinarna!

Przyłącz się do tej akcji!




Chciałabym Was wszystkie zaprosić do mojej pierwszej akcji kulinarnej 'Tylko ze spiżarni'.

Zabawa polega na tym, aby w dniach trwania akcji (10.02-10.03.2011) na swoich blogach publikować pewne przepisy, które potem należy dodać do akcji poprzez durszlak . Jakie to mają być przepisy? Dowolne! Zasada jest taka, aby do przygotowania danej potrawy użyć tylko takich produktów, które ma się w danej chwili w domu. Odpada więc wyjście do pobliskiego warzywniaka po cokolwiek, a nawet do sąsiadki po szklankę cukru. Chodzi o pełną improwizację! Dzięki tej akcji mamy okazję wyczyścić nasze kuchenne zapasy. Już nie wspominam o wielu nowych przepisach, które mogą w ten sposób powstać. Do akcji nie dodajemy przepisów archiwalnych. Proszę o mały kolaż ze zdjęć użytych produktów, a także o wklejenie banerku akcji.

<a href="http://przepisoteka.blogspot.com/2011/01/tylko-ze-spizarni-akcja-kulinarna.html?showComment=1296842353374#c3046865329875071650" target="_blank" title="ImageShack - Image And Video Hosting"><img border="0" src="http://img337.imageshack.us/img337/492/spizarnia.jpg" /></a>


Jest to moja pierwsza akcja. Proszę o wyrozumiałość.

poniedziałek, 24 stycznia 2011

Sałatka grillowa

Już dawno chciałam zamieścić ten banalny przepis. Wczoraj wracając ze studiów kupiłam potrzebne składniki. Miałam zrobić ją dzisiaj, dodać ładne zdjęcia, ciekawy opis... Niestety, a może stety wczoraj o 22 byłam tak głodna, że musiałam ją zrobić i choć trochę zjeść. Dlatego zdjęcie jest jakie jest. Sesja robi z człowiekiem swoje.

A dlaczego grillowa? Nie wiem! Może dlatego, że wydaje mi się na grilla idealna, chociaż tak na prawdę nigdy na żadnym barbecue takowej nie jadłam. Ale nazwa się przyjęła. Warto dodać, że bardzo lubię tą sałatkę, ale Tomek już niestety nie. Może i dobrze. Dlatego dalej bez zbędnych formalności.



























Czego potrzebujemy? :  (duża miska)

- 4 opakowania zupek chińskich ( smak w zależności od upodobań, czyli jeśli lubisz łagodnie weź tylko o smaku kurczaka łagodnego, jeśli ostro- 3 pikantne, 1 łagodny. Moje proporcje to pół na pół- co polecam)
- ogórek zielony
- czerwona papryka
- puszka kukurydzy
- 5 ogórków kiszonych, ale raczej małych.
- odrobina majonezu

I co dalej?

Makaron kruszymy, posypujemy dołączonymi przyprawami. Ogórki, paprykę kroimy w kostkę. Dodajemy kukurydzę i majonez. Odstawiamy na ok. pół godziny do maks. godziny, aby makaron zmiękł.

Chociaż ja osobiście lubię na chrupko.

Dwie piątki w indeksie, ale mózg zmulony chyba na kolejny tydzień, co z resztą widać.

Nie-risotto w ekspresowym tempie

Często bywa tak, że nie mamy czasu. Każda minuta jest cenna, a nasze życie wygląda jak jeden wielki wyścig. Właśnie w zeszłym tygodniu, a konkretnie pod jego koniec u mnie tak było. Sesja robi swoje (ale na szczęście mi się ładnie wszystko udało ). Niestety przed kolejnym zjazdem też tak będzie, ale do tego mam jeszcze dwa tygodnie. Nawet kiedy człowiek nie ma czasu to jeść coś musi. Wielu ludzi robi wtedy szybkie makarony z sosami z torebki. Mi też się zdarza, ale mam na to dużo lepszy sposób. (Z racji małej ilości czasu zdjęcia też są słabe).


























Czego potrzebujemy? : ( na jedno opakowanie mrożonek)

- 2 filiżanki ryżu ( ja dałam 3, ale to była mała przesada)
- opakowanie ulubionej mrożonki mieszanki warzywnej ( ja dałam Italian Style z L.)
- pierś z kurczaka
- sól i inne przyprawy

I co dalej?

Ryż gotujemy z dodatkiem soli. Pierś kroimy w kostkę, smażymy na oliwie. W innym naczyniu smażymy warzywa. Kiedy wszystko już usmażymy przekładamy mięso i warzywa do jednego naczynia, do którego później także dodajemy ryż. Ewentualnie przyprawiamy. I to tyle.

Jaki jest Twój sposób na błyskawiczny obiad?

P.S. W indeksie są już dwie piątki i jedna trójczyna.

środa, 19 stycznia 2011

Biało- czarna, gorąca czekolada do picia

Bardzo lubię robić zakupy w pewnej sieciówce spożywczej zaczynającej się na literę L. Mamy tam masę swoich ulubionych produktów w niskiej cenie, a co najważniejsze w na prawdę dobrej jakości. Weźmy pod lupę np. koncentrat... Uroczyście przysięgam, że oni mają najlepszy ze wszystkich jaki kiedykolwiek użyłam. Ale to nie koncentrat pomidorowy będzie tematem głównym w tym poście, a czekolada. Tak, tak :) Śmiało mogę się nazwać czekoladożercą. Ów wspomniana wcześniej sieciówka ma w swojej sprzedaży naprawdę dobrą i tanią (niecałe 2 zł) czekoladę. Więc kupiliśmy cztery. Dwie białe, dwie mleczne. Ale żeby nie było tak łatwo, że tak po prostu je zjedliśmy, postanowiłam coś z nich stworzyć. Coś bardzo prostego, a jednocześnie mniam i pycha. Idealne na zimowe wieczory bo słodkie i ciepłe (chociaż nie ważne, że u mnie pogoda bardziej przed- wiosenna).

















Czego potrzebujemy? : (na mniej- więcej cztery takie kubeczki)

- tabliczka białej czekolady
- tabliczka mlecznej czekolady
- ok. 700- 800 ml mleka
- łyżeczka kawy rozpuszczalnej
- szczypta cukru waniliowego
- rozpuszczalne kakao (do dekoracji)

I co dalej? :

Czekoladę dzielimy na małe kawałeczki i razem z resztą składników (prócz mleka i kakao) wrzucamy do blendera. Mleko podgrzewamy, ale nie gotujemy. Ciepłe już mleko także wlewamy do blendera. Całość miksujemy, aż uzyskamy w miarę jednorodny płyn. Przelewamy do kubeczków i ozdabiamy szczyptą kakao (na pewno tak piszemy?).

Przepis bierze udział w akcji:


wtorek, 18 stycznia 2011

Spaghetti bolognese w wersji codziennej

Z dumą oznajmiam, że moja PrzepisoTeka w końcu została przyjęta do grona blogów na durszlaku. Teraz już mogę brać udział w akcjach kulinarnych oraz mam ułatwioną możliwość kontaktów z innymi autorkami kulinarnych blogów. O to mi chodziło.

Dziś na obiad spaghetti bolognese w wersji codziennej. Mam dwie takie wersje. Ta druga to wykwintna. Z winem, papryką w minimum dwóch kolorach, papryczką chilli i wieloma innymi składnikami... Ale to już temat na innego posta. Mimo to wracając do wykwintnej wersji jest ona kwintesencją kilku lat doskonalenia mojego przepisu. Smakuje nam na prawdę genialnie. I może właśnie dlatego trzymamy ją na szczególne okazje. A może też dlatego, że to już wyprawa na większe zakupy. Ale jak mówiłam- to temat na innego posta. Na razie zapraszam na wersję codzienną.




















(Zdjęcie pomidorów pochodzi z tej strony. Po prostu wiedziałam, że czegoś tu brak.)


Czego potrzeba? :

- ok. 700 g mięsa mielonego (najlepiej mieszanka wołowo- wieprzowego lub coś z drobiem)
- paczka makaronu spaghetti
- 2 puszki pomidorów (obrane, pokrojone, mhm)
- 200- 300 g pieczarek
- duża marchewka
- cebula
- vegetta, świeżo zmielony pieprz, bazylia, oregano, sól, oliwa, pieprz cayenne, słodka papryka w proszku, zioła prowansalskie, liście laurowe
- ząbek czosnku (lub dwa)
- odrobina żółtego sera do posypania.

I co dalej? :

Cebulę i pieczarki kroimy w kostkę. Marchewkę ścieramy na tarce. W naczyniu żaroodpornym lub garnku rozgrzewamy trochę oliwy. Następnie wrzucamy cebulę i czosnek. Smażymy do podrumienienia. W tym czasie do drugiego, dość dużego garnka wlewamy dużo wody i wstawiamy na gaz. Do garnka z wodą dodajemy trochę oliwy, sól, bazylię, oregano i 2 listki laurowe. Czemu? Ja zawsze tak gotuję makaron. Ma on wtedy na prawdę niesamowity i niepowtarzalny smak. Możemy wtedy kupić jeden z tańszych makaronów tego rodzaju w każdym supermarkecie. Nie musimy kupować jakiegoś drogiego. Dobrze ugotowany to podstawa. Kiedy woda się zagotuje wrzucamy makaron. Lekko go mieszamy, aby całość zanurzyła się w wodzie. Odmierzamy 2 minuty po czym znów go mieszamy i tak ciągle, aż makaron będzie al dente. Zwykle trwa to jakieś 6 minut. Może 7. Wróćmy do sosu. Makaron i sos gotujmy w tym samym czasie. Po cebuli wrzucamy mięso i pozwalamy mu "ugotować się". Ważne też jest, aby niektóre przyprawy dać bezpośrednio na mięso, dlatego teraz dodajemy 2 listki laurowe, vegettę, świeży pieprz oraz pieprz cayenne. Dodajemy także pieczarki i marchew. Kiedy zmiękną wlewamy pomidory i doprawiamy bazylią, oreganem, ziołami  prowansalskimi, papryką słodką i innymi przyprawami jeśli uznamy, że ich jest za mało.Zostawiamy sos na ogniu jeszcze przez 5 minut. Makaron wykładamy na talerze, polewamy sosem, posypujemy serem.

Mama wpadła na obiad. Smakowało:)

poniedziałek, 17 stycznia 2011

Lody z karmelowymi bananami

Wczorajszy wieczór spędziliśmy u moich przyszłych teściów. Wróciliśmy dziś po południu. Rano idę do ichnej kuchni, a tam na termometrze 10 st. C na plusie... W połowie stycznia! Radość moja była ogromna, dlatego zarządziłam powrót do domu na pieszo (trochę kilometrów jest). Słońce pięknie grzało, więc poprosiłam grzecznie Tomka, aby zabrał mnie na lody. Oczywiście w styczniu nie kupi się lodów gałkowych. Zostały tylko takie zwykłe rożki, więc z braku laku... A przepis od Kochanej Cuda.Wianki


Ale nie poddałam się... Tomek został wysłany na zakupy.















Czego potrzeba? : (nie podaje ilości, bo wiedziałam, że dla nas to będzie duuuużo)

- lody waniliowe
- masło
- cukier trzcinowy
- 2- 3 banany

I co dalej? :

Na podgrzane na patelni masło wysypujemy trochę cukru. Na to układamy pokrojone jak na obrazku banany, które również posypujemy cukrem. Lody układamy na talerzyku. Obok kładziemy banany i polewamy wyodrębnionym karmelem.

Polecam łakomczuszkom małym i dużym

Grzanki Tomka

Z przykrością muszę stwierdzić, że główną władzę w kuchni w moim związku dzierżę ja. Odkąd jestem z Tomkiem  marzy mi się, żeby zaskoczył mnie jakąś wykwintną kolacją, którą sam by zrobił. Niestety chyba na moje niedoczekanie. A uwierzcie mi- próbowałam wszystkiego, a mimo to dalej niezaprzeczalnie ufam w jego ukryte zdolności. I jeszcze kiedyś będę się chwalić jego kuchennymi poczynaniami.

Jest jednak jedna taka potrawa (hmmm...), którą Tomek robi lepiej niż ja. Właśnie coś takiego zażyczyłam sobie na piątkowe śniadanie. Proste, a cieszy;)







Czego potrzeba? : ( na 3 osoby plus trzylatek)

- chlebek (może być wczorajszy) tyle kromek ile starczy na określoną liczbę jajek
- 5-6 jajek
- margaryna "Rama" (specjalista twierdzi, że ta jest najlepsza, a z racji braku takowej użył po prostu oliwy)
- kilka plasterków żółtego sera
- ulubione przyprawy (bazylia, oregano, pieprz, vegetta, papryka słodka)
- ketchup

I co dalej? :

Jajka rozbebłujemy i dodajemy przyprawy. Moczymy każdą kromkę chleba w jajku, a następnie smażymy na margarynie (lub oliwie). Kiedy  jedna strona się podsmaży, przewracamy i na usmażoną już część kładziemy plasterek sera. Smażymy, aż ser się roztopi. Do podawania z gęstym ketchupem.

czwartek, 13 stycznia 2011

Obiad frankijski

Cóż za dziwna nazwa, która wcale nic nie mówi. Ale nie wiedziałam jak nazwać danie, które zaraz opiszę. Otóż wymyśliłam to sama (chociaż pewnie podobne rzeczy  nie raz były przez Was przygotowane). Dlaczego frankijskie? Od Franky. Taka moja ksywka jeszcze z czasów harcerstwa. Danie było wyśmienite. To opinia moja, Tomka i małego Piotrusia. Mimo wad (odklejona panierka) wszystko wyszło bardzo apetycznie. I chyba jest to kolejne bardzo smaczne danie, które niestety fotograficznie nie wygląda.
















Czego potrzebujemy? : (2 głodne osoby plus mały Piotruś)


- obrane ziemniaki (Na prawdę nie wiem jaką ilość podać. Z własnego doświadczenia wiem, że pieczonych ziemniaków idzie więcej niż tradycyjnie gotowanych, ale każdy ma swoje własne preferencje)
- 2 cebule
- pół kubka śmietany 18%
- ulubione przyprawy (ja użyłam vegetty, pieprzu, słodkiej papryki, bazylii, oregana oraz przyprawy do ziemniaków)
-  podwójna pierś z kurczaka
- miseczka płatków kukurydzianych
- przyprawa do kurczaka
- oliwa
- pół kubka jogurtu greckiego

I co dalej? :

Ziemniaki kroimy na takie kawałki jak te pokazane na pierwszym zdjęciu. Umieszczamy je na blaszce do piekarnika wyłożonej papierem do pieczenia. Cebulę obieramy i kroimy w ósemki, a następnie rozdzielamy z warstw i układamy między ziemniakami (można także dać czosnek). Posypujemy ulubionymi przyprawami i gdzieniegdzie rozsmarowujemy śmietaną. Całość idzie do piekarnika na ok. godzinkę w temperaturze 170-180 st. C z termoobiegiem. Należy pamiętać, aby zaglądać tam co jakiś czas, gdyż podana godzina to tylko orientacyjny czas. W połowie pieczenia ziemniaki lekko skrapiamy oliwą.

Robimy panierkę z lekko pokruszonych płatków kukurydzianych zmieszanych z przyprawą do kurczaka i 2 łyżkami oliwy. Pierś z kurczaka czyścimy i kroimy na paseczki. Każdy kawałek moczymy w jogurcie, a następnie obtaczamy w płatkach. Smażymy.

Nam zostało trochę jogurtu, więc przygotowaliśmy sos czosnkowy, który fajnie się komponował z daniem. Fakt, panierka się odkleiła, ale smak przyprawy został. Jogurt sprawił, że kawałki kurczaka były jeszcze delikatniejsze i bardziej soczyste. 

Dwóm panom bardzo smakowało :)

środa, 12 stycznia 2011

Koktajl ananasowy



Najpierw należy odpowiedzieć na pytanie kim jest ten uśmiechnięty od ucha do ucha [prawie] trzylatek. Nie, nie... To nie moje (chociaż życzę  sobie, żeby mój przyszły synek był tak kochany jak pan w pomaranczowej bluzeczce). A więc to jest Piotruś. Wychowanek mojej babci, a mój przyszywany mały braciszek. Zostaliśmy sami i wzięliśmy się za koktajl ananasowy. Piotruś dzielnie pomagał i był baaaaardzo szczęśliwy. I oto chodzi. Smakowało! A przepis dość już standardowo od Cuda.wianki.




Czego potrzebujemy? : (wszystkiego zrobiłam dwa razy więcej niż Cuda.wianki, bo wiem, że zejdzie)

- 2 puszki odsączonych ananasów
- 2 banany
- 1 szklanka soku pomarańczowego
- 1 szklanka mleka
- 4 łyżki miodu (następnym razem dam mniej, gdyż za słodko)
- kilka kostek lodu

I co dalej? :

Wszystko razem do blendera (na dwa razy) i miksujemy. I tyle

Mój koktajl wyszedł chyba dużo gęstszy niż ten od Cuda.wianki. Hmmm... Mimo, że nie wiem czemu  to myślę, że mi to pasuje. Zobaczymy reakcję Tomka jak wróci z pracy.

Baileys

No i nadszedł ten dzień urodzin... Nie moich, a mojej ukochanej mamy. I to okrągłe. Z tej okazji postanowiłam, że przygotuję specjalnie dla niej Baileys, czyli irlandzki likier, wg przepisu cuda.wianki (matko boska, ile ja Ci zawdzięczam Kochana!!). Ale wróćmy do jubilatki. Dziś się do niej wybieram i liczę na wspólną konsumpcję. A tak w ogóle jakie jest wasze zdanie na temat jadalnych prezentów? Zasady dobrego wychowaniu mówią, że jeśli ktoś przyniesie Ci prezent, który można zjeść (tort, czekolada, alkohol) powinieneś poczęstować nim osobę obdarowującą. Moim zdaniem tak powinno być. Może wyjątkiem są duże imprezy typu jakieś imieniny na milion osób. Znam wielu ludzi, którzy tak nie robią. A ja? Ja chyba respektuję tą zasadę. Jakie jest wasze zdanie? Jak obiecałam ciągle próbuję polepszać mój fotograficzny warsztat :)




Czego potrzebujemy? :  (na dobrze ponad litr)

- pół litra wódka (użyłam czystej Żubrówki)
- puszka masy kajmakowej (krówkowej)
- 3/4 szklanki mleka skondensowanego niesłodzonego
- 2 łyżeczki kawy rozpuszczalnej

I co dalej? :

Najpierw w blenderze zmiksowałam masę kajmakową i mleko. Następnie wlałam wódkę i również miksowałam. (Wiem, że np. Cuda.wianki zrobiła to łyżką, więc było gęstsze i ja także bym tak zrobiła, ale to prezent, a wiem, że moja mama woli wersję rzadszą). A potem kawa i również miksujemy.

Smak jak najbardziej na tak!!


wtorek, 11 stycznia 2011

Zielona herbatka z brązowym cukrem

Po osiemnastej naszła mnie ochota na herbatkę. Dużo herbatki. Prawie jak w UK o 5 p.m. ;) Początkowo miały to być dwa kubki, ale pomyślałam, że można by było trochę to urozmaicić. Cały imbryczek naparu i ładna filiżanka w różyczki... To jest to! I mimo, że to nie jest jakiś skomplikowany przepis, a nawet to żaden przepis (kto by nie potrafił zaparzyć herbaty), postanowiłam zrobić o tym post. Może to przez to, że przypadkiem postawiłam filiżankę i imbryczek koło mojej skrzyni skarbów, a całość tworzyła fajny widok? Chyba dlatego. Cały czas ćwiczę mój fotograficzny warsztat. Kiedyś będzie tu ładnie:)




Czego potrzebujemy? : (na 6 filiżanek)
- 3 torebki zielonej herbaty Saga
- 2,5 łyżeczki brązowego cukru
- wrzątek 

I co dalej? :

Herbatka do koszyka imbryczku. Na dno cukier. Zalewamy. Zaparzamy. Mieszamy. Pijemy.

Zupka pomidorowa z kawałkami kurczaka

Co ja się dziś miałam z tą kuchnią! Początkowo na obiad miały być udka kurczaka w przyprawie słodko- kwaśnej. Ale chyba nie chciało mi się nad tym siedzieć, bo tylko szukałam pretekstów do niezrobienia tego. Potem pomyślałam, że może to pora na kokosowe placuszki z ananasem od cuda.wianki. Ale też mi się nie chciało. Eh... Ale jest coś trzeba. Wyszła zupka. Już miałam jej nie wstawiać, bo zdjęcie jest tragiczne, ale lepsze wcale nie chciały wyjść. Może dlatego, że nie miałam humoru na fotografie? Ale w końcu doszłam do wniosku, że na blogu kulinarnym najbardziej liczy się smak. Szkoda tylko, że nie można go pokazać przez Internet. Więc chcąc lub nie chcąc musicie sami spróbować.


Czego potrzebujemy? : (na jakieś 3 litry wody)

- 2 udka z kurczaka
- liść pora
- 2 marchewki
- kawałek selera
- mała pietruszka
- słoik przecieru pomidorowego własnej roboty
- 2 pomidory
- 2 łyżki śmietany 18%
- 2 liście laurowe, kilka kulek ziela angielskiego i pieprzu
- przyprawa typu vegetta
- 2 filiżanki ryżu

I co dalej? :

Do gotującej się wody wrzucamy udka, a po 15 minutach warzywa, wraz z pokrojonymi w kostkę pomidorami, a także przyprawy. Niech to się wszystko razem pogotuje, aż zrobi się bulion. Wtedy wrzucamy ryż. Kiedy ryż będzie al dente wlewamy przecier pomidorowy wg gustu. Niestety nie mogę podać przepisu na taki przecier. Robi go mój tata, czasem babcia, a ja nigdy nie podpatrzyłam jak to zrobić... ale to mozolna robota! Na koniec mieszamy śmietanę z kilkoma łyżkami rzadkiej zupy i dodajemy do garnka. Tytuł przepisu to zupka pomidorowa z kawałkami kurczaka. Chodzi o to, żeby ugotowane już udko obrać ze skórki, a mięso w małych kawałkach wrzucić z powrotem do zupy. Smak jest lepszy i mamy pewność, że nie zmarnujemy jedzenia. Smacznego!

poniedziałek, 10 stycznia 2011

Pulpeciki w pomidorach i porze

Lubimy ryż. I ja i  Tomek. Jest uniwersalny, praktyczny, tani i smaczny. I o zgrozo! To już trzecie (na trzy) dania obiadowe z ryżem w roli głównej. No, ale co tam. Lubimy i już. Ale jeszcze bardziej lubię powroty do ukochanym miejsc, rzeczy, bądź czynności. Dwa dni spędzone w  szkole dały mi niezłego kopa. Spadek energii, szczęścia i chęci do czegokolwiek. Nie zrozumcie mnie źle. Lubię swój kierunek, lubię swoich kumpli z grupy. Jednakże czternaście godzin lekcyjnych w sobotę i dwanaście w niedzielę zrobiło swoje. Bardzo się cieszę, że wracam do gotowania i bloga.

Danie, które dzisiaj tu zaprezentuję zrobiła kiedyś moje mama. Od tak, z głowy! Czyli to kolejne danie improwizacyjne, chociaż nie moje. Mimo to robię je dość często, no bo lubimy. I już.





Czego potrzebujemy? : (na 1 kg mięsa)

- 1 kg mięsa mielonego (np. wołowo- wieprzowego)
- 2 puszki pomidorów (używam już obrane i pokrojone)
- 1 por (a właściwie biała część)
- przyprawa w stylu vegetty, pieprz, bazylia, oregano, papryka słodka, ziele angielskie
- 2-3 listki larowe
- 2 szklanki ugotowanej wody
- 2 kostki rosołowe
- ryż  (3-4 filiżanki)
- 2 jajka
- bułka tarta
- oliwa


I co dalej? :

Ryż gotujemy wg. instrukcji na opakowaniu. Do mięsa mielonego dodajemy jajka, pieprz, vegettę, bułkę tartą. Wyrabiamy jak na kotlety mielone. Formujemy małe pulpeciki, które przed smażeniem obtaczamy w bułce tartej. Smażymy na oliwię na patelni. Do garnka wlewamy wrzącą wodę i odrobinę oliwy, rozpuszczamy 2 kostki rosołowe. Podsmażone pulpeciki dodajemy do garnka. Doprawiamy powyżej wymienionymi przyprawami wg. gustu. Do garnka dodajemy pomidory. Pora kroimy w krążki, które także lecą do garnka. Kiedy por będzie miękki potrawa będzie już gotowa. Szybkie i efektywne.

I niespodzianka.
Zdjęcie zrobione przez Tomka.
Na zdjęciu ja podczas formowania pulpecików.


piątek, 7 stycznia 2011

Brulion z przepisami

Właśnie zakończyłam przeglądanie bloga pisanego przez cuda.wianki. Konsekwentnie strona po stronie, wpis po wpisie czytałam każdy post. Najbardziej mnie cieszyły cudne i kolorowe zdjęcia autorki. "Oh'ów" i "Ah'ów" nie było końca. Niestety moim zdjęciom daleko do takiej perfekcji, ale obiecuję, że chociaż się postaram. A wszystko po to, żeby zainspirować się. Czy się zainspirowałam?



Tak! Tak! Tak!

Wiele przepisów trafi do mojej listy Muszę to zrobić! , a co więcej wszystkie zrobię, ładnie sfotografuję i zaprezentuję w mojej PrzepisoTece.

***


A tymczasem kochana Cuda.wianki życzę Ci wszystkiego najpyszniejszego. 
Ucałuj Faceta i Kruszynka. Dziękuję za pomoc. 
Paulina.

***

P.S. Załączony obrazek to baner bloga Brulion z przepisami

czwartek, 6 stycznia 2011

Cytrynowe tiramisu

czyli pomysł na wykorzystanie lemon curd. Rzecz jasna pierwowzór pochodzi od cuda.wianki z brulionu z przepisami. Bez zbędnych formalności, byle do przodu. Niestety moje zdjęcia są jeszcze mnie cytrynowe niż cuda.wianki. Ale zapewniam, że smak jak najbardziej cytrynowy.





Czego potrzebujemy? : (na pięć takich kieliszków)

- 10 okrągłych biszkoptów
- 200 ml śmietanki kremówki
- 250 g serka mascarpone
- lemon curd (tyle ile chcesz)
- kilka kostek czekolady mlecznej do ozdoby
- trochę startej czekolady do ozdoby
- sok z połówki cytryny

I co dalej? :

Śmietankę ubijamy na sztywno, a następnie łączymy z mascarpone i lemon curd. Na dno kieliszka lub innego naczynia wrzucamy biszkopcik i zalewamy odrobiną soku z cytryny. Na to idzie krem. Tak samo robimy kolejna warstwę. Na końcu dekorujemy czekoladą w kawału i tą startą.

Pachnie cytrynami!!


Koktajl czekoladowo- bananowo- kokosowy

Tylko to zobaczyłam na blogu dwie chochelki, a już wiedziałam, że zrobię to! Czekolada, banan i kokos to jedne z moich ulubionych smaków, a więc pomyślałam, że ich połączenie skłoni mnie do krzyknięcia: "WOW!". Nie myliłam się. Ale przepis troszkę zminiłam.





Czego potrzebujemy? : (na pięć kieliszków do wina)

-  tabliczka mlecznej czekolady, czyli 100g
- 2 banany
- puszka mleczka kokosowego, czyli 400 ml
- 1,5 szklanki mleka
- dowolna bita śmietana
- trochę startej czekolady do posypania

I co dalej? :

Banany traktujemy blenderem. Czekoladę (100 g) rozpuszczamy w kąpieli wodnej, a następnie mieszamy z mlekiem w trakcie jego gotowania (ważne! nie możemy zagotować). Do bananów dodajemy mleko z czekoladą i mleczko kokosowe. Blenderujemy, a następnie schładzamy. Koktajl warto podać w ładnych kieliszkach, udekorowane bitą śmietaną i wiórkami z czekolady lub jak tylko chcesz.

Smak? Warto się delektować. Bazujący smak to banany, następnie wyczuwamy kokos. Czekolada gra tu drugie skrzypce. Całość nie jest słodka, więc sympatycy słodkich wrażeń mogą dodac cukier. Mimo wszystko mi się podobała ta wykwintna wersja nadana przez mleczko kokosowe.  Komplementy? Mój dziadek powiedział, że bardzo czuć banany, a on nie lubi bananów, ale w tej wersji może być. czyli chyba smakowało:)